piątek

8 dzień lutego


Nie raz podczas picia mojej porannej kawy myślałam o tym, jak oswoić mojego największego wroga, smoka, potwora. Diabła, z którym nie mogę sobie poradzić od lat. Przez długi czas nie miałam pojęcia o jego istnieniu. No ale od czego są mądre książki? Poznałam go (tego Potwora) twarzą w twarz i teraz muszę go oswoić.
Jak ma na imię ten Potwór? PROKRASTYNACJA.
Czy teraz stało się jasne dlaczego post opublikowałam z opóźnieniem?
Nie ukrywam, ta tendencja towarzyszy mi odkąd pamiętam. Przypominam sobie moją mamę, która przychodząc z zebrania w szkole żaliła się, że pani mówiła: „Brygidka zdolna, ale leniwa”. Ale ja leniwa nie byłam. Ja zwyczajnie odkładałam rzeczy do zrobienia na później, czasami więc zdarzało się, że nie zdążyłam ich zrobić na czas. Czy odkładałam je na później dlatego, że nie chciałam ich robić w ogóle? Nie. Z reguły chciałam je zrobić doskonale, perfekcyjnie, bezbłędnie, a do tego trzeba było się odpowiednio przygotować. Ostrzyłam więc kredki, przygotowywałam więc odpowiednie zakładki w książkach, układałam w stosiki potrzebne materiały, dobierałam odpowiednie kolory...
Zdarzało się oczywiście i tak, że zwyczajnie czegoś nie zrobiłam tylko dlatego, że byłam pewna, że mam jeszcze dużo czasu, żeby to czy tamto. 
Kiedy byłam jeszcze w podstawówce, dopadła Polskę „zima stulecia” („zima stulecia” zdarza się tak naprawdę kilka razy w czasie stu lat). Zaczynały się ferie zimowe – jedyne zadanie domowe, którym zostaliśmy obarczeni: nauczyć się wiersza na pamięć, całe cztery zwrotki. „Pikuś, bułka z masłem i mam całe dwa tygodnie na to!” Tyle tylko, że spadło dużo śniegu i zabawy było po pachy, i mi się zapomniało... przypomniało mi się dzień przed zakończeniem ferii. Na szczęście – zima stulecia, kaloryfery zimne – szkołę zamknęli – ja miałam dodatkowy tydzień (czy nawet dwa). Wiem, że idąc do szkoły wiersz znałam doskonale, bo nauczyłam się go szybko, jeszcze zanim dowiedziałam się, że ferie zostaną przedłużone. Czy nauczyłam się czegoś wtedy? Nie. Nie wyciągnęłam z tego żadnej lekcji. Diabeł, co się nazywa prokrastynacja, towarzyszy mi do tej pory.
Na szczęście mój Potwór nie towarzyszy mi w każdej dziedzinie życia. Są takie sytuacje, gdzie działam „mówisz, masz”. Kiedy spodziewałam się dziecka, torbę spakowałam dwa miesiące przed terminem. Jeśli mam spotkanie w szkole, rezerwuję sobie w pracy wolne od razu. Ale jeśli muszę wypisać jakiś wniosek – na miłość jedyną – wszystkie plamki najmniejsze w domu widzę i to najlepszy czas, żeby wybielić, wyprać, wykrochmalić i wyprasować każdą kuchenną szmatkę! Czy to lenistwo? Czy leniwe osoby wybielają, piorą, krochmalą i prasują każdą kuchenną szmatkę?
Prokrastynacja nie jest lenistwem, a ja się leniuchem czułam przez sporą część mojego życia – niestety.
Kiedy już w końcu zrozumiałam „kim” jest mój Potwór, postanowiłam go pokonać. Próżny trud. Żadne techniki mądrych trenerów, specjalistów, psychologów i innych takich nie dały rady. Żadne planery, priorytetowanie zadań – nic. Mało tego. Potworek rósł w siłę. Bo on już nie tylko odciągał mnie od tego co musiałam robić, ale na dodatek świadomość przegranej dołowała mnie, powodowała u mnie poczucie, że nie jestem silna tak jak bym chciała, że jestem do niczego.
I wówczas pojawił się Carl Gustaw Jung ze swoimi cieniami, a za nim przyszedł Jordan Peterson. Dzięki tym dwóm gościom pojęłam, gdzie leży błąd. Agresja wzbudza agresję. Nie mogę walczyć ze Smokiem – muszę go oswoić. Tak jak Osioł oswoił Smoczycę. Zaakceptować, pokochać i sprawić, żeby pracował ze mną dla mnie. Smok, jak się okazuje, nie był aż tak silny, jak mi się zdawało, ale praca w toku. 
Pewnie nie raz jeszcze wrócę do tematu, tym bardziej, że publiczne mówienie o wadach, jest swego rodzaju terapią, sposobem na oswojenie Smoka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jako, że ostatnio trochę spamu się pokazuje, postanowiłam, że zanim się komentarz pokaże na stronie to go najpierw sprawdzę. Taka sytuacja. Pozdrawiam ciepło. Brydzia.