niedziela

12 dzień stycznia


Z Cong do Cong


Mimo, że jestem odrodzoną turystką, mój pierwszy dzień nowego roku spędziłam w domu. Z plecakiem przywitałam się dopiero piątego stycznia. Na początek 2020 roku całe 20 kilometrów.
Pogoda prawdziwie wyspiarska. Mokro i szaro. Ale zaplanowany spacer odbył się, bo po pierwsze – zaplanowany, a po drugie – technologia pozwala ubrać się lekko, przewiewnie i przeciwdeszczowo.

Do Cong dojechaliśmy samochodami, a dalej już na piechotę.
Miejscowość Cong (albo jak ktoś woli: Conga – od Cúnga Fheichín) leży nad jeziorem Corrib. Ale jezioro to nie jedyna atrakcja.
W Cong stoi piękny Ashford Castle – wiktoriański zamek, który został przekształcony na luksusowy hotel. O ile do hotelu dostęp jest ograniczony, o tyle ogród, a właściwie wielki park, jest otwarty dla turystów. Ciekawostką może być fakt, że zamek wybudowany został przez rodzinę o bardzo znanym na świecie nazwisku, przez rodzinę Guinness.

Cong to też miejsce, w którym John Ford kręcił oskarowy film „Quiet Man”. Mieszkańcy z tego faktu „krecą” pieniądze.


Cackiem turystyczno-historyczym są również ruiny Cong Abbey; miejsce, w którym Rory O'Connor (Ruaidrí Ua Conchobair), ostatni Wysoki Król Irlandii, spędził finalne lata. Jego panowanie zostało przerwane przez najazd Anglo-Normanów. Zmarł w 1198 właśnie w Cong Abbey.


Z królami w Irlandii było tak, że działali sobie królowie regionów, spośród nich wybierano tego głównego – Wysokiego Króla Irlandii. Rory był już królem Connacht, kiedy w 1166 roku obejmował tron Irlandii.
Jeszcze parę lat temu można było spotkać The King of Tory. Albo po polsku: Króla Torysów, króla mieszkańców wyspy u wybrzeża hrabstwa Donegal. Był nim Patsy Dan Rodgers. Niestety – przegrał wojnę z rakiem. Zmarł jesienią 2018.
Czy wybrano nowego króla? Nie wiem.


Z Cong powoli przemieszczaliśmy się do Clonbur, wioski, która położona jest bliżej drugiego jeziora – jeziora Mask.


Obie miejscowości położone są na wąskim pasie lądu między jeziorami. Pod powierzchnią ziemi płyną strumienie, które łączą oba jeziora. Jeden z takich strumieni można zobaczyć, jeśli się zejdzie do jaskini, którą nazwano „gołębią dziurą”.
Legenda głosi, że w strumieniu jaskini można zobaczyć białego pstrąga. Ale lepiej nie próbować go łowić. Nie jest to zwyczajny biały pstrąg.

Kiedyś, dawno temu, bardzo dawno, w zamku przy jeziorze mieszkała panna o bardzo dobrym sercu, piękna, dobra i w ogóle. Miała wyjść za mąż za syna królewskiego. Wszystko było zaplanowane, przygotowane, tylko książę musiał dojechać do tego zamku i do swojej pięknej przyszłej żony.
Niestety jak to w legendach bywa, nieszczęście się królewiczowi przytrafiło. Na orszak napadli zbóje, obili, pobili, księcia zabili... i wrzucili do jeziora.
Panna czekała i czekała, i czekała.
Aż nagle zniknęła.
W tym czasie właśnie od czasu do czasu ludzie widywali białego pstrąga. Oczywiście wszyscy uznali, że a ryba to postać magiczna, członek społeczności Tuatha De Danann (od tych co ich ludzie do podziemi przegnali) i nikt nawet nie próbował jej z wody na patelnię przenieść.
Lata mijały.
We wiosce osiedlili się żołnierze (kilku ich było). Światowcy, bo jako wojacy nie z jednego pieca jedli. Nabijali się i wyśmiewali każdego, kto wspomniał o magicznym białym pstrągu. W końcu jeden nie wytrzymał i postanowił pstrąga zjeść. Zszedł do jaskini, rybę złowił i zabrał do domu.
Kiedy wrzucił pstrąga na patelnię usłyszał jęki i płacz. Uznał, że to wiatr wyje. Gdy przewrócił rybę na patelni, żeby usmażyć z „drugiej strony”, zdziwił się, bo strona którą smażył, wyglądała na surową. Smażył chwilę i przewrócił pstrąga ponownie. Ryba jak z wody – surowa. Uznał, że taka być musi, że to normalne. No i pewnie głodny już był bardzo.
Położył danie na talerz – kolację podano.
Kiedy nakłuł rybę widelcem, ryba wyskoczyła z talerza. Tam, gdzie powinna leżeć na podłodze, stała piękna dziewczyna. Na białej sukni było widać ślady krwi.
- Zobacz jak mnie zraniłeś.
Stary żołnierz oczywiście nie mógł odpowiedzieć, zatkało go zupełnie. Nie codziennie przecież ryby zamieniają się w piękne dziewczyny.
- Zanieś mnie natychmiast do strumienia. Czekam na mojego przyszłego męża, który ma przypłynąć. Jeśli przez Ciebie przegapię jego przybycie, ściągnę na Ciebie nieszczęścia jakich jeszcze nie doznałeś. Wrzuć mnie z powrotem do strumienia!
W końcu wojak ocknął się:
- Jakże ja mogę wepchnąć dziewczynę do strumienia?
Jeszcze nie skończył zdania, a na podłodze leżała spokojnie ryba, biały pstrąg z czerwonymi plamami z boku.
Żołnierz chwycił rybę i biegł ile tylko sił w nogach, żeby ją do strumienia wrzucić. Nie chciał już nieszczęść doświadczać. Jako żołnierz wiele już przeszedł i miał nadzieję na spokojne życie.

Ja do jaskini nie wchodziłam tym razem. Byłam „na dole” kilka lat temu. Nie widziałam żadnych ryb (a może widziałam, ale nie pamiętam). Mówi się, że kto wejdzie do jaskini i zobaczy białego pstrąga, temu szczęście będzie sprzyjać.

Zostawiwszy jaskinię w spokoju cała grupa ruszyła dalej i nikt nawet nie wspomniał, że biały pstrąg może pływać w ''gołębiej dziurze''. Droga wiodła przez las i dobrze, primo: bo ładnie i zielono, secundo: bo drzewa chroniły nas od deszczu. Ścieżka zaprowadziła nas nad brzeg drugiego jeziora.



Jezioro Mask nie jest może największym jeziorem w Irlandii, ale jest w nim najwięcej wody. Nie ma jeziora w Republice Irlandii o większej pojemności (ale w Republice, największym jeziorem na wyspie jest Lough Neagh znajdujące się w Irlandii Północnej ).
Średnia głębokość jeziora (Lough Mask) to tylko piętnaście metrów, mimo to szóste pod względem obszaru jezioro ma największą objętość. Jest tak, ponieważ mniej więcej połowa jeziora jest płytka, druga już nie. W najgłębszym miejscu dno znajduje się prawie sześćdziesiąt metrów pod powierzchnią.

W jeziorze jest sporo pstrągów (nie wiem czy są białe). Co roku, w zatoczce w pobliżu Ballinrobe, Cushlough Bay, organizowane są zawody wędkarskie: Puchar Świata w Łowieniu Pstrąga.

Płytka część jeziora, która stanowi jego południową część, usiana jest wyspami i wysepkami. O tych wyspach oczywiście krążą różne opowieści. Na przykład mówi się, że wyspa Bly jest domem dla banshee (wym.: banszi).
Nie widziałam ani wyspy, ani – na szczęście – banshee. Nawet jej nie słyszałam – na szczęście.
Banshee, a właściwie bean-sidhe, to postać ni to ziemska, ni z tych, co im przyszło mieszkać pod ziemią. Bean znaczy kobieta, sidhe znaczy wróżka – zangielszczona nazwa: banshee. Nie są groźne, nic złego nikomu nie robią, ale nikt nie chce ich widzieć ani słyszeć. Banshee to płaczki zwiastujące śmierć. Jeśli się ją usłyszy – ktoś z rodziny umrze. Jeśli się ją zobaczy – trzeba pisać testament. Banshee to zawsze kobieca postać – czasem to młoda dziewczyna, czasem dojrzała kobieta, czasem staruszka. Nie wiem dlaczego to takie ważne, ale wszędzie wspomina się o tym, że banshee czesze swoje długie włosy. Pewnie dlatego nie należy podnosić znalezionych grzebieni. Może on należeć do bean-sidhe i może ona upomnieć się o swoją własność. Wspomniałam już co znaczy, jeśli ktoś ją zobaczy.
Według podań banshee to kobiety, które zmarły w wielkim smutku – ofiary niespełnionej miłości, matki, którym nie dane było zobaczyć nowonarodzonego dziecka.
Istnieje też teoria, że czasem banshee pokazuje się kobiecie, ale ta nie umiera, tylko sama zostaje banshee.
Mówi się, że każda bean-sidhe ma swoją ulubioną rodzinę, za którą potrafi przemierzać morza i oceany. Jej płacz można usłyszeć w Ameryce, w Australii i wszędzie tam, gdzie osiedlili się prawdziwi Irlandczycy.
Według innych opowieści banshee może płakać tylko dla najstarszych rodów, tych z celtyckimi korzeniami. Mówi się, że jest ich pięć: O'Neills, O'Briens, O'Connors, O'Gradys i Kavanaghs.
Banshee przychodzi w nocy, krąży wokół domu. Kontrastuje z ciemnością – jej włosy są zawsze białe i długie. Nosi jasnoszarą pelerynę. Jej twarz blada, oczy czerwone od płaczu.

Zdziwiłam się, gdy w Wikipedii przeczytałam, że czasem słowo ''banshee'' tłumaczono ''szyszymora''. To nie to samo moi drodzy tłumacze, nie to samo!!!

Z nad jeziora Mask wróciliśmy do Cong. Po drodze minęliśmy wioskę Clonbur.

Na zachód od wioski wznosi się góra Gable – Binn Shléibhe (416 metrów npm.) To właśnie tu, według legendy, zgromadziły się wojska Fir Bloga, żeby przygotować się do bitwy z Tuatha De Danann (czyli tych, którzy dostali podziemną część Irlandii). Bitwa odbyła się niedaleko Cong i jest nazywana bitwą pod Moyturą (Moytura Battle). Moytura Conga to miejsce, gdzie nadal stoją kamienne kręgi i kopce. Badania kamieni wskazują, że kamienie ustawiane były nie w jednym okresie, ale od neolitu do epoki żelaza. Historycy oczywiście nie wiedzą po co stawiano te kamienie. Być może były to jakieś forty obronne, może ołtarze druidów? A może wzniesiono je by uczcić poległych w bitwie pod Moyturą? (Wg www.mayo-ireland.ie)
Warto wspomnieć przy okazji, że ojciec Oskara Wilde'a, William, zbudował na brzegu jeziora Corrib domek letniskowy, który nazwano ''Dom Moytura''.

Do Cong dotarliśmy przechodząc przez wspomniany już park zamku Ashford.




Przechodząc obok stajni widziałam białego konia, ale bez księcia, niestety. Nie udało mi się zresztą zobaczyć nikogo z celebrytów, a Ashford słynie z tego, że ich goście noszą ''najlepsze nazwiska''. Zresztą sami się tym chwalą. Na stronie hotelu można przeczytać o niektórych. Oczywiście w Ashford spał John Wayne (w 1951 roku), gdy kręcony był ''Spokojny człowiek''. W 1905 roku w zamku zatrzymał się Grzegorz V (jeszcze jako Książę Walii). Wtedy to zdobył rekord Guinnesa za ustrzelenie największego bekasa (taki ptak). Na początku lat 80. w hotelu podejmowano senatora Teda Kennedy'ego. Reganowie (Ronald i Nancy Reagan) zatrzymali się tu na dwa dni w 1984 roku. Tych nazwisk mogłoby być więcej, słyszałam o kilku aktorach, piosenkarzach, sportowcach. Ale powtarzam tylko te, o których hotelowa ekipa wspomina na swojej stronie.
Mogę się pochwalić, że znam kucharza, który uczył się fachu właśnie w kuchni Ashford Castle. I muszę przyznać – gotować to on potrafi. Nie robi takiej kariery jak Jamie Oliver czy Gordon Ramsay, ale gotować potrafi.


Spacer zakończony został tradycyjnie, po irlandzku, w pubie. Niektórzy pili Guinnessa, ale ja, chociaż Guinnessa lubię, zdecydowałam się na kawę. Bo przy kawie lepiej mi się myśli.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jako, że ostatnio trochę spamu się pokazuje, postanowiłam, że zanim się komentarz pokaże na stronie to go najpierw sprawdzę. Taka sytuacja. Pozdrawiam ciepło. Brydzia.