niedziela

19 dzień stycznia


An Cheathrú Rua


Za każdym razem, kiedy idę na wycieczkę odpalam aplikację, która rejestruje wędrówkę. Dzięki temu wiem: jaki dystans przeszłam, w jakim czasie, z jaką prędkością. Ile pod górkę, ile z górki i inne takie.

Tym razem nie byłam w górach. Najwyższy punkt wycieczki to sto metrów. Łącznie jednak wspięłam się około stu osiemdziesiąt metrów. Raz z górki, raz pod górkę, i z górki, i pod górkę. I szłam tak przez ponad trzy godziny.
A pogoda była piękna. Nie mogę powiedzieć ''ani jednej chmurki'', ale mogę powiedzieć ''widziałam słońce, widziałam niebieskie niebo''.



Widziałam też konie, takie białe. Tym razem nie spodziewałam się książąt, bo w tym regionie, gdzie byłam, to raczej jakiegoś rybaka albo rolnika, albo pirata spotkać łatwiej. I chyba zawsze tak było. Bo tym razem spacer odbył się na atlantyckim brzegu Connemara.


Start i finisz był w Carraroe (An Cheathrú Rua), małej miejscowości oddalonej około pięćdziesięciu kilometrów od Galway, miejscowości, o której każdy szanujący się uczeń irlandzkiej szkoły powinien wiedzieć.

Miasteczko (a może wieś) leży w części Connacht, którą nazywa się Gaeltacht. Mianem tym określa się regiony, w których język irlandzki jest językiem podstawowym, pierwotnym, powszednim, powszechnym. Niestety nie ma tych miejsc wiele. Z reguły to kilka wsi albo wyspa... I na dodatek nie we wszystkich hrabstwach. Jakoś tak się składa, że większość miejsc należących do Gaeltacht usytuowane są na zachodzie wyspy. Są jednak wyjątki.
Takim wyjątkiem jest Gaeltacht Chontae na Mí w hrabstwie Meath. Jest to najmniejszy z obszarów Gaeltacht w Irlandii i jedyny w regionie Leinster – w jego skład wchodzą dwie wsie. Jak to się stało, że akurat tam przetrwał język i kultura Irlandczyków, a w innych częściach prowincji nie?
Otóż w związku z głodem i biedą, jeszcze przed drugą wojną światową, postanowiono przesiedlić ''kilka'' osób. Pierwsi przesiedleńcy przybyli do Meath z Connemara w 1935 roku. Zachowali zwyczaje, kulturę i oczywiście język. W sumie w latach 1935 – 1939 przesiedlono około 650 osób.
Chociaż koloniści dostawali ziemię (po 9 hektarów) i jakby nie patrzeć nie byli z obcego kraju, nie żyło się im sielankowo. Program przesiedleń nie spotkał się z sympatią wśród mieszkańców Meath. Wikipedia podaje, że niesnaski, mniejsze i większe, dawały się we znaki jeszcze w latach siedemdziesiątych.
Gaeltacht w hrabstwie Galway to dwa ''regiony'': Gaeltacht Chontae na Gaillimhe (Gaeltacht hrabstwa Galway) i Gaeltacht Chathair na Gaillimhe (Gaeltacht miasta Galway) Jednym z głównych ośrodków Gaeltacht Chontae na Gaillimh jest Cheathrú Rua, czyli Carraroe.


W Carraroe organizowane są letnie szkoły języka irlandzkiego. Zjeżdżają się tu dzieci i młodzież z całego kraju. W okolicznych kościołach nabożeństwa prowadzone są po irlandzku. Niedaleko swoją siedzibę ma irlandzkojęzyczna stacja telewizyjna TG4, stacja radiowa RTÉ Raidióna Gaeltachta. Tutaj też swoją siedzibę miała redakcja głównej gazety wydawanej w języku irlandzkim, Foinse. W 2016 roku Carraroe było miejscem, gdzie ponad 60% mieszkańców deklarowało, że używa języka irlandzkiego na co dzień.


Carraroe słynie nie tylko z tego, że jest jednym z większych ośrodków Gaeltacht. W 1880 roku miała miejsce Battle of Carraroe (bitwa w Carraroe).

Jak wszystkim chyba wiadomo, pod koniec lat siedemdziesiątych XIX wieku, w Irlandii nie żyło się łatwo. Była bieda. Za ziemię, którą rolnicy uprawiali, trzeba było płacić właścicielom ziemskim. A oni mieli w nosie kto, co i za ile sprzedał i ile dzieci musi nakarmić. Pod koniec lat 40. XIX wieku rozprzestrzeniła się w Irlandii zaraza ziemniaczana – w pierwszym roku zbiory zgniły, w drugim nie było ziemniaków w ogóle, a to właśnie ziemniaki były głównym składnikiem diety irlandzkich rodzin. Ci, którzy przeżyli zarazę, nie bardzo byli w stanie się utrzymać – niskie ceny na produkty rolne nie dawały szansy, żeby żyć na przyzwoitym poziomie. Nie wystarczało na jedzenie, nie mówiąc o tym, żeby zapłacić czynsz. A czynsze były wysokie. Przyszła taka bieda z nędzą, że hej! I znalazł się jeden taki, który wymyślił, że trzeba sprawę czynszu za ziemię uregulować i w końcu, po stuleciach represji, dać możliwość Irlandczykom rozwoju.

Michael Davitt był synem wyeksmitowanego rolnika z Mayo. Piętnaście lat spędził w więzieniu w Anglii (oskarżono go o spiskowanie). Do Irlandii wrócił w kwietniu 1879 roku. Udało mu się zorganizować spotkanie, które przemieniło się w manifestację przeciwko nadmiernym czynszom. Dziesięć tysięcy ludzi wzięło w niej udział! To wydarzenie pociągnęło za sobą inne spotkania i manifestacje. Ruch rozprzestrzeniał się szybko.
Z hrabstwa Mayo na całe Connaught, następnie na całą Irlandię.
W końcu, 21 października 1879 w Dublinie, powołano do życia Irlandzką Narodową Ligę Ziemi (chyba tak można przetłumaczyć nazwę The Irish National Land League).
Liga walczyła przede wszystkim o obniżenie czynszów i prawo uzyskania własności przez najemców. Chociaż oficjalnie Liga była pokojowym ruchem, to w stosunku do właścicieli, którzy łamali kodeks, stosowano bojkot, zastraszanie i takie tam. Bojkotowano również najemców, którzy "dla świętego spokoju" wypełniali oczekiwania finansowe swoich landlordów.
Rozpętała się wojna o ziemię. Wojna, o której mówi się, że trwała od 1879 do 1882 roku, zaczęła się tak naprawdę w Carraroe.
Liga Ziemi ustaliła kodeks, którym mieli się kierować właściciele. Kodeks kodeksem, a prawo prawem. Dla sądów zasady jakiejś tam organizacji nie mają znaczenia, jeśli nie zgadzają się z zasadami wypisanymi w księgach prawnych. Jeśli właściciel zwrócił się ze skargą na najemcę, bo ten nie płacił czynszu, to sędziowie wydawali orzeczenia o eksmisji.
W styczniu 1880 do Carraroe przybył komornik egzekucyjny z nakazami eksmisji 120 domów. Zdążył odwiedzić cztery, kiedy to na jego drodze stanęli mieszkańcy wioski. Trzeba wspomnieć, że komornik nie był sam. Miał oczywiście wsparcie policji. Mówi się, że było z nim 120! policjantów. Ludzi było tyle, że policjanci nie dawali rady i żeby postraszyć, strzelono kilka razy w powietrze. No cóż, ludzi z Connemara nie łatwo przestraszyć i użycie broni tylko rozjuszyło gawiedź. Tłum ruszył na uzbrojonych policjantów, wszystko poszło w ruch – kamienie, deski, widły, cokolwiek się pod ręką znalazło. Policjanci i komornik ewakuowali się do koszarów. A ludzie nie ustępowali.
Z Galway wysłano do oblężonych posiłki, ale nie dotarły, niestety, bo ludzie z wiosek na drodze Galway – Carraroe porobili barykady.
W końcu ktoś zdecydował, że wyślą statek z zapasami i ludźmi, żeby wesprzeć oblężonych policjantów.

Działania Ligii Ziemi przyniosły oczekiwane przez rolników rezultaty. W ciągu jednego pokolenia od jej założenia większość rolników-najemców w Irlandii stała się właścicielami gospodarstw. System, który dominował w Irlandii przez wieki, został zakończony.

Zapomniałam dodać, że komornik odpuścił.


Aktualnie życie w Connemara na pewno jest lżejsze niż kiedykolwiek. Nie tylko dlatego, że Irlandczycy nie są już represjonowani. Mamy XXI wiek. Zarabiać można siedząc w domu. Zakupy można robić nie wychodząc z łóżka. Nawet jeśli ktoś nie lubi zakupów on-line, to w każdej mieścinie są sklepy, a jak jest daleko po zakupy, to można podjechać samochodem. Nie zawsze tak było, a transport był potrzebny przecież. I w Connemara, tak jak na całym świecie chyba, zanim zaczęto jeździć samochodami, wykorzystywano konie. Tak się składa, że w Connemara mają ''własne'' konie – Connemara Pony.


Kuc Connemara to rodzima rasa irlandzka. I jedyna. Niektórzy twierdzą, że to starożytni Celtowie opanowali konie, które zostały przywiezione przez Wikingów. Mówi się, że obecna postać rasy powstała po tym, jak po zatonięciu andaluzyjskiego statku hiszpańskie konie dostały się na brzeg i zaprzyjaźniły się z dzikimi końmi z Connemara.
W XVIII wieku zaczęto krzyżować oryginalne kuce z innymi rasami koni. Doszło do tego, że irlandzka rasa (dzika i naturalna) mogła zniknąć kompletnie. Żeby tego uniknąć i żeby ratować Connemara Pony, w 1923 roku powołano do życia Towarzystwo Hodowców Kuców Connemara (Connemara PonyBreeders’ Society).
Irlandzcy rolnicy często mieli duże rodziny do wykarmienia i mogli sobie pozwolić tylko na jednego dobrego konia, który często pochodził z dzikiego stada. Musiał być złapany i oswojony. Większość rodzin posiadała klacz (można było zarobić na jej potomstwie), która nawet w czasie ciąży musiała pracować: ciągnąć pług, wózek wypełniony kamieniami, trawą lub ludźmi. Trudny styl życia pomógł konikowi Connemara rozwinąć swoją wytrzymałość i zdolności adaptacyjne.
Pomimo długiej historii Connemara Pony nie był ''oficjalną rasą'' do 1926 roku.
Obecnie konie nie ciągną pługów. Kuce cieszą się popularnością dzięki zrównoważonemu temperamentowi, cierpliwości, sile, skoczności (mówią, że te konie skaczą jak kozy). Lubiane są przez dzieci i lubią je sportowcy. Dziś hodowane są na całym świecie. Wikipedia podaje, że sporo koni wychowuje się w półdzikich stadach (cokolwiek to znaczy).
Według Wikipedii ''akceptowane są wszystkie umaszczenia z wyjątkiem srokatego. Najczęściej spotykane maści to: siwa, kasztanowa, kara i izabelowata''. Jak na razie spotykam tylko siwe – może to oryginalne i pierwotne umaszczenie? Jedyne czego mi brakuje, to tego księcia, co na tym ''białym'' koniu siedzieć powinien.


A przy okazji: dlaczego tak ważne jest, żeby książę akurat na białym koniu przyjechał?

Źródła:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jako, że ostatnio trochę spamu się pokazuje, postanowiłam, że zanim się komentarz pokaże na stronie to go najpierw sprawdzę. Taka sytuacja. Pozdrawiam ciepło. Brydzia.