piątek

12 dzień czerwca


"Młodość jest przesycona przyszłością,
wiek dojrzały teraźniejszością,
a starość przeszłością."
Antoni Kępiński

Brydzia lata

Tak sobie myślałam, popijając moją kawę oczywiście, o moim dzieciństwie. Niektórzy twierdzą, że jeśli komuś zbiera się na wspomnienia często, to znaczy, że się ten ktoś się starzeje. Jeśli to prawda, to ostatnio nieźle się zestarzałam. Jeszcze do niedawna to chyba nie tylko ja miałam sporo czasu na wspomnienia...

Bez względu na to, jak bardzo się będę starać, to nie jestem w stanie opisać dzieciństwa szczegółowo (może jednak nie jestem aż TAK stara). Mam tylko zajawki; wyrywkowe sceny. Czasem kojarzę jakiś zapach. Jest tak, jakby ktoś zostawił na wierzchu kilka kartek z pamiętnika, a resztę gdzieś głęboko zakopał.

Najwcześniejsze ostre i wyraźne wspomnienie to sen, który miałam jako trzyletni berbeć (jestem pewna na 95%, że miałam wtedy trzy lata).

Bawiłyśmy się z siostrą i jej koleżankami w chowanego. Trzymając w rączce sznurek, do którego był przywiązany niebieski balon, szukałam miejsca, gdzie mogłabym się ukryć. Było lato. Słońce raziło w oczy, liście szeleściły, wokół kwiatów latały kolorowe motyle, między gałązkami krzaków bzyczały bąki i osy. A ja biegałam i nigdzie nie mogłam znaleźć odpowiedniej kryjówki. Nagle na chodniku przy tych zielonych wysokich drzewach zobaczyłam beczkę. Taką wielką, drewnianą. Taką w jakich (nie wiem, czy nadal) kisi się kapustę. Zajrzałam do środka. Beczka była pusta i było w niej wystarczająco dużo miejsca. Beczka niestety przeznaczona była wyłącznie dla mnie – balon nie chciał się zmieścić. Postanowiłam więc, że ja wlezę, a balon będzie sobie dyndał na zewnątrz. Nie chcąc stracić niebieskiego skarbu, cały czas mocno trzymałam sznurek (ten, do którego balon był przywiązany).
Skuliłam się w tej beczce (no, żeby jeszcze bardziej się ukryć), balon sobie dyndał na wietrze. Czekałam, aż mnie ktoś znajdzie.
Nagle poczułam, że coś jest nie tak, jak powinno. Wychyliłam lekko głowę. Beczka już nie stała na chodniku, ale unosiła się w powietrzu. To ten niebieski balon! Oczywiście, zaczęłam wołać siostrę. Nikt jednak mnie nie słyszał. Ani siostra, ani jej koleżanki, ani rodzice – zwyczajnie nikogo nie było – tylko Brydzia w beczce i balon. Zaczęłam krzyczeć i nic. Unosiłam się lotem swobodnym wyżej i wyżej, i... się obudziłam.

Czy obudziłam się z płaczem, z krzykiem? Nie wiem. Nie pamiętam, czy ktoś mnie przytulał, czy ktoś mnie uspakajał. Pamiętam wyłącznie sen.

Teraz, kiedy sobie tak wspominam, zastanawiam się: jak to możliwe, że ten balon dał radę unieść mnie i beczkę, a nie uniósł mnie, gdy szukałam kryjówki. No ale takie już są te sny. Szczególnie sny trzyletnich berbeciów, co o fizyce wiedzą tyle, ile meteorolog o pogodzie za tydzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jako, że ostatnio trochę spamu się pokazuje, postanowiłam, że zanim się komentarz pokaże na stronie to go najpierw sprawdzę. Taka sytuacja. Pozdrawiam ciepło. Brydzia.