czwartek

26 dzień grudnia


Problem z definicją


Tak sobie myślałam (popijając moją kawę oczywiście) i przypomniało mi się stwierdzenie, które usłyszałam jakiś czas temu. Nie pamiętam, kto powiedział, że ''gdyby ludzie nie udawali kogoś kim nie są i byli naprawdę sobą, to mieliby większe szanse na to, żeby znaleźć prawdziwych przyjaciół''.

Ha! Ale co to znaczy "być sobą"?

Żeby odpowiedzieć na pytanie przejrzałam internet; oczywiście. Tyle, że ja taki prosty sposób myślenia lubię i konkrety. I problem się pojawił: bo nie da się ukryć, że stron o "byciu sobą" jest w necie sporo, ale nigdzie takiej konkretnej, prostej i jednoznacznej definicji nie znalazłam... Może źle zapytanie wpisałam? No nie wiem. Tak czy inaczej wyszło na to, że zdefiniować muszę sama.

Czy "być sobą" oznacza, że powinniśmy robić to na co mamy ochotę? Są tacy, którzy twierdzą, że tak.

No ale jak to? Od wielu lat marzę o wakacjach na Bora Bora. I co? Mam jechać? Nie zapłacić rachunków, zostawić Bąbla i jechać, żeby udowodnić, że ja to ja, że jestem sobą? No właśnie. A gdybym pojechała, to byłabym sobą? Czyż moje zobowiązania nie są ważniejsze od moich wakacji?
Czyli co? Mam zrezygnować z realizacji swoich marzeń? Przecież moje marzenia to "ja prawdziwa".

Albo: czy mam się zachowywać tak jak ja CHCĘ i nie zwracać uwagi na to, gdzie lub z kim jestem? Czy mam opalać się na golasa na publicznej plaży? Czy zrezygnować z opalania? Czy strój ubrać? ''Przecież ja lubię leżeć z gołym zadkiem na gorącym piasku. Jestem sobą przecież.''

Wychodzi mi na to, że bycie sobą nie oznacza, że należy robić to, na co mamy ochotę.

Lubię muzykę poważną. Czy powinnam iść na koncert jakiegoś zespołu rockowego tylko dlatego, że mąż taką muzykę preferuje? Przecież go kocham i mogłabym się poświęcić. A może jednak odmówić? Kiedy będę sobą? Jeśli mu powiem, że idę, czy jeśli mu powiem, że nie idę?

Mieszkam w Irlandii, a tu pubów więcej niż mieszkań. We wsi może nie być kościoła, poczty czy posterunku policji (na strażników prawa w Irlandii mówi się Garda), ale pub musi być. 
Niejednokrotnie słyszałam, że muszę, że dobrze mi to zrobi, że poczuję się lepiej, jeśli tylko częściej "wyskoczę na miasto". Wystarcza mi impreza raz na rok, nawet rzadziej, jestem jaka jestem. Jestem sobą. Wolę w góry, z plecakiem, sama. Nie bawi mnie ani oglądanie ludzi w trakcie zalewania smutków, ani oglądanie jak udają, że się lubią, ani oglądanie jak się okłamują, że ich życie jest beztroskie. Przede wszystkim nie bawi mnie oglądanie ludzi, jak udają, że są sobą. Bo nie są sobą. Nie bez przyczyny mówi się po imprezie: "to nie ja, to alkohol". I proszę, niech mi ktoś wyjaśni, po co ludzie tak ciągną do tego piwa (czy innych rozweselaczy).

Czasem mam wrażenie, że "być sobą" to mieć kontrolę nad tym co się robi, co się mówi, co się myśli. Kontrolować siebie na tyle, żeby nie robić nic niezgodnego z powszechnie przyjętymi zasadami, z prawem, nic co można określić jako niemoralne.

No tak. Ale skoro powstrzymuję się od robienia rzeczy, które są niezgodne z pisanym i niepisanym prawem, to czy faktycznie jestem sobą? A może jestem taka, jaką mnie chce widzieć społeczność czyli ktoś kto te zasady ustalił? Czy fakt, że jesteśmy pod wpływem środowiska i to ono kształtuje nasze zachowania, światopogląd i takie tam, nie oznacza, że nie jesteśmy sobą, ale właśnie wytworem środowiska?
Skąd mam wiedzieć, że jedzenie organicznych produktów nie jest przypadkiem wpływu aktualnej mody? Czy naprawdę lubię biegać o świcie, zamiast zostać w łóżku, porządnie się wyspać i wstać dopiero przed kolacją? Czy faktycznie to JA biegam, czy to TAMTA Brydzia, która biega tylko dlatego, że "tak należy"? A jeśli nie biegam i dnie całe w łóżku spędzam i oglądam seriale i reality-show'y? Mam o tym mówić i chwalić się jak bardzo "jestem sobą"? Bo przecież... nie można być takim leniuchem!

Pytanie też mi się pojawiło: czy powinnam być sobą w miejscach, gdzie zachowania, które uważam za normalne nie są akceptowane? Czy powinnam zasłonić sobie włosy tam, gdzie jest taka tradycja? Czy gdy wysiadam z autobusu powinnam mówić kierowcy "dziękuję" - taki jest zwyczaj tu, gdzie mieszkam? A może ''być sobą'' i się nie stosować? Czy jeśli się zastosuję, nadal będę sobą?

Podejrzewam niestety, że nie można być do końca sobą. Są zasady, których łamać nie można (no w właściwie można, ale trzeba się liczyć z konsekwencjami). Prawo pisane i niepisane, normy obyczajowe, etykieta towarzyska... trzeba uważać co się robi, co się mówi, co się nosi...

Jak można ''być sobą'' na rozmowie o pracę, jeśli zwyczaj nakazuje nam zamienić portki od dresu albo leginsy na niewygodną garsonkę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jako, że ostatnio trochę spamu się pokazuje, postanowiłam, że zanim się komentarz pokaże na stronie to go najpierw sprawdzę. Taka sytuacja. Pozdrawiam ciepło. Brydzia.