An Cheathrú Rua
Za każdym razem, kiedy idę na
wycieczkę odpalam aplikację, która rejestruje wędrówkę. Dzięki
temu wiem: jaki dystans przeszłam, w jakim czasie, z jaką
prędkością. Ile pod górkę, ile z górki i inne takie.
Tym razem nie byłam w górach.
Najwyższy punkt wycieczki to sto metrów. Łącznie jednak wspięłam
się około stu osiemdziesiąt metrów. Raz z górki, raz pod
górkę, i z górki, i pod górkę. I szłam tak
przez ponad trzy godziny.
A pogoda była piękna. Nie mogę
powiedzieć ''ani jednej chmurki'', ale mogę powiedzieć ''widziałam
słońce, widziałam niebieskie niebo''.
Widziałam też konie, takie białe.
Tym razem nie spodziewałam się książąt, bo w tym
regionie, gdzie byłam, to raczej jakiegoś rybaka albo rolnika, albo
pirata spotkać łatwiej. I chyba zawsze tak było. Bo tym razem
spacer odbył się na atlantyckim brzegu Connemara.
Start i finisz był w Carraroe
(An Cheathrú Rua), małej miejscowości oddalonej około
pięćdziesięciu kilometrów od Galway, miejscowości, o której
każdy szanujący się uczeń irlandzkiej szkoły powinien
wiedzieć.
Miasteczko (a może wieś) leży w
części Connacht, którą nazywa się Gaeltacht. Mianem tym
określa się regiony, w których język irlandzki jest
językiem podstawowym, pierwotnym, powszednim, powszechnym. Niestety
nie ma tych miejsc wiele. Z reguły to kilka wsi albo wyspa...
I na dodatek nie we wszystkich hrabstwach. Jakoś tak się
składa, że większość miejsc należących do Gaeltacht
usytuowane są na zachodzie wyspy. Są jednak wyjątki.
Takim wyjątkiem jest Gaeltacht Chontae
na Mí w hrabstwie Meath. Jest to najmniejszy z obszarów
Gaeltacht w Irlandii i jedyny w regionie Leinster – w jego
skład wchodzą dwie wsie. Jak to się stało, że akurat tam
przetrwał język i kultura Irlandczyków, a w innych
częściach prowincji nie?
Otóż w związku z głodem
i biedą, jeszcze przed drugą wojną światową, postanowiono
przesiedlić ''kilka'' osób. Pierwsi przesiedleńcy przybyli do
Meath z Connemara w 1935 roku. Zachowali zwyczaje, kulturę
i oczywiście język. W sumie w latach 1935 – 1939
przesiedlono około 650 osób.
Chociaż koloniści dostawali ziemię
(po 9 hektarów) i jakby nie patrzeć nie byli z obcego
kraju, nie żyło się im sielankowo. Program przesiedleń nie
spotkał się z sympatią wśród mieszkańców Meath.
Wikipedia podaje, że niesnaski, mniejsze i większe,
dawały się we znaki jeszcze w latach siedemdziesiątych.
Gaeltacht w hrabstwie Galway to
dwa ''regiony'': Gaeltacht Chontae na Gaillimhe (Gaeltacht hrabstwa
Galway) i Gaeltacht Chathair na Gaillimhe (Gaeltacht miasta Galway)
Jednym z głównych ośrodków Gaeltacht Chontae na Gaillimh
jest Cheathrú Rua, czyli Carraroe.
W Carraroe organizowane są letnie
szkoły języka irlandzkiego. Zjeżdżają się tu dzieci i młodzież
z całego kraju. W okolicznych kościołach nabożeństwa
prowadzone są po irlandzku. Niedaleko swoją siedzibę ma
irlandzkojęzyczna stacja telewizyjna TG4, stacja radiowa RTÉ Raidióna Gaeltachta. Tutaj też swoją siedzibę miała redakcja głównej
gazety wydawanej w języku irlandzkim, Foinse. W 2016 roku
Carraroe było miejscem, gdzie ponad 60% mieszkańców deklarowało,
że używa języka irlandzkiego na co dzień.
Carraroe słynie nie tylko z tego,
że jest jednym z większych ośrodków Gaeltacht. W 1880
roku miała miejsce Battle of Carraroe (bitwa w Carraroe).
Jak wszystkim chyba wiadomo, pod koniec
lat siedemdziesiątych XIX wieku, w Irlandii nie żyło się
łatwo. Była bieda. Za ziemię, którą rolnicy uprawiali, trzeba
było płacić właścicielom ziemskim. A oni mieli w nosie
kto, co i za ile sprzedał i ile dzieci musi nakarmić. Pod
koniec lat 40. XIX wieku rozprzestrzeniła się w Irlandii
zaraza ziemniaczana – w pierwszym roku zbiory zgniły,
w drugim nie było ziemniaków w ogóle, a to właśnie
ziemniaki były głównym składnikiem diety irlandzkich rodzin. Ci,
którzy przeżyli zarazę, nie bardzo byli w stanie się utrzymać
– niskie ceny na produkty rolne nie dawały szansy, żeby żyć na
przyzwoitym poziomie. Nie wystarczało na jedzenie, nie mówiąc
o tym, żeby zapłacić czynsz. A czynsze były wysokie.
Przyszła taka bieda z nędzą, że hej! I znalazł się
jeden taki, który wymyślił, że trzeba sprawę czynszu za
ziemię uregulować i w końcu, po stuleciach represji, dać
możliwość Irlandczykom rozwoju.
Michael Davitt był synem
wyeksmitowanego rolnika z Mayo. Piętnaście lat spędził
w więzieniu w Anglii (oskarżono go o spiskowanie).
Do Irlandii wrócił w kwietniu 1879 roku. Udało mu się
zorganizować spotkanie, które przemieniło się w manifestację
przeciwko nadmiernym czynszom. Dziesięć tysięcy ludzi wzięło
w niej udział! To wydarzenie pociągnęło za sobą inne
spotkania i manifestacje. Ruch rozprzestrzeniał się szybko.
Z hrabstwa Mayo na całe
Connaught, następnie na całą Irlandię.
W końcu, 21 października 1879 w
Dublinie, powołano do życia Irlandzką Narodową Ligę Ziemi (chyba tak można przetłumaczyć nazwę The Irish National Land
League).
Liga walczyła przede wszystkim
o obniżenie czynszów i prawo uzyskania własności przez
najemców. Chociaż oficjalnie Liga była pokojowym ruchem, to
w stosunku do właścicieli, którzy łamali kodeks, stosowano
bojkot, zastraszanie i takie tam. Bojkotowano również
najemców, którzy "dla świętego spokoju" wypełniali
oczekiwania finansowe swoich landlordów.
Rozpętała się wojna o ziemię.
Wojna, o której mówi się, że trwała od 1879
do 1882 roku, zaczęła się tak naprawdę w Carraroe.
Liga Ziemi ustaliła kodeks, którym
mieli się kierować właściciele. Kodeks kodeksem, a prawo
prawem. Dla sądów zasady jakiejś tam organizacji nie mają
znaczenia, jeśli nie zgadzają się z zasadami wypisanymi
w księgach prawnych. Jeśli właściciel zwrócił się ze
skargą na najemcę, bo ten nie płacił czynszu, to sędziowie
wydawali orzeczenia o eksmisji.
W styczniu 1880 do Carraroe
przybył komornik egzekucyjny z nakazami eksmisji 120 domów.
Zdążył odwiedzić cztery, kiedy to na jego drodze stanęli
mieszkańcy wioski. Trzeba wspomnieć, że komornik nie był sam.
Miał oczywiście wsparcie policji. Mówi się, że było z nim 120!
policjantów. Ludzi było tyle, że policjanci nie dawali rady i żeby
postraszyć, strzelono kilka razy w powietrze. No cóż, ludzi
z Connemara nie łatwo przestraszyć i użycie broni tylko
rozjuszyło gawiedź. Tłum ruszył na uzbrojonych policjantów,
wszystko poszło w ruch – kamienie, deski, widły, cokolwiek
się pod ręką znalazło. Policjanci i komornik ewakuowali się
do koszarów. A ludzie nie ustępowali.
Z Galway wysłano do oblężonych
posiłki, ale nie dotarły, niestety, bo ludzie z wiosek na
drodze Galway – Carraroe porobili barykady.
W końcu ktoś zdecydował, że
wyślą statek z zapasami i ludźmi, żeby wesprzeć oblężonych
policjantów.
Działania Ligii Ziemi przyniosły
oczekiwane przez rolników rezultaty. W ciągu jednego pokolenia
od jej założenia większość rolników-najemców w Irlandii
stała się właścicielami gospodarstw. System, który
dominował w Irlandii przez wieki, został zakończony.
Zapomniałam dodać, że komornik
odpuścił.
Aktualnie życie w Connemara na
pewno jest lżejsze niż kiedykolwiek. Nie tylko dlatego,
że Irlandczycy nie są już represjonowani. Mamy XXI wiek.
Zarabiać można siedząc w domu. Zakupy można robić nie
wychodząc z łóżka. Nawet jeśli ktoś nie lubi zakupów
on-line, to w każdej mieścinie są sklepy, a jak jest
daleko po zakupy, to można podjechać samochodem. Nie zawsze tak
było, a transport był potrzebny przecież. I w Connemara,
tak jak na całym świecie chyba, zanim zaczęto jeździć
samochodami, wykorzystywano konie. Tak się składa, że w Connemara
mają ''własne'' konie – Connemara Pony.
Kuc Connemara to rodzima rasa
irlandzka. I jedyna. Niektórzy twierdzą, że to
starożytni Celtowie opanowali konie, które zostały przywiezione
przez Wikingów. Mówi się, że obecna postać rasy powstała
po tym, jak po zatonięciu andaluzyjskiego statku hiszpańskie konie
dostały się na brzeg i zaprzyjaźniły się z dzikimi końmi z
Connemara.
W XVIII wieku zaczęto krzyżować
oryginalne kuce z innymi rasami koni. Doszło do tego,
że irlandzka rasa (dzika i naturalna) mogła zniknąć
kompletnie. Żeby tego uniknąć i żeby ratować Connemara
Pony, w 1923 roku powołano do życia Towarzystwo Hodowców Kuców
Connemara (Connemara PonyBreeders’ Society).
Irlandzcy rolnicy często mieli duże
rodziny do wykarmienia i mogli sobie pozwolić tylko na jednego
dobrego konia, który często pochodził z dzikiego stada.
Musiał być złapany i oswojony. Większość rodzin posiadała
klacz (można było zarobić na jej potomstwie), która nawet w
czasie ciąży musiała pracować: ciągnąć pług, wózek
wypełniony kamieniami, trawą lub ludźmi. Trudny styl życia pomógł
konikowi Connemara rozwinąć swoją wytrzymałość i zdolności
adaptacyjne.
Pomimo długiej historii Connemara Pony
nie był ''oficjalną rasą'' do 1926 roku.
Obecnie konie nie ciągną pługów.
Kuce cieszą się popularnością dzięki zrównoważonemu
temperamentowi, cierpliwości, sile, skoczności (mówią, że te
konie skaczą jak kozy). Lubiane są przez dzieci i lubią je
sportowcy. Dziś hodowane są na całym świecie.
Wikipedia podaje, że sporo koni wychowuje się w półdzikich
stadach (cokolwiek to znaczy).
Według Wikipedii ''akceptowane są
wszystkie umaszczenia z wyjątkiem srokatego. Najczęściej
spotykane maści to: siwa, kasztanowa, kara i izabelowata''. Jak
na razie spotykam tylko siwe – może to oryginalne i pierwotne
umaszczenie? Jedyne czego mi brakuje, to tego księcia, co na tym
''białym'' koniu siedzieć powinien.
A przy okazji: dlaczego tak ważne
jest, żeby książę akurat na białym koniu przyjechał?
Źródła:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jako, że ostatnio trochę spamu się pokazuje, postanowiłam, że zanim się komentarz pokaże na stronie to go najpierw sprawdzę. Taka sytuacja. Pozdrawiam ciepło. Brydzia.