'Jesteśmy istotami, które muszą czuć
się docenione.
Potrzebujemy zadowolenia z siebie i swoich działań,
ponieważ jest to podstawa
pozytywnej samooceny i samoakceptacji.'
Potrzebujemy zadowolenia z siebie i swoich działań,
ponieważ jest to podstawa
pozytywnej samooceny i samoakceptacji.'
autor nieznany
Zadowolona z siebie
Tak sobie myślałam (popijając moją kawę oczywiście), że niesamowitą radochę mi przynosi to całe pisanie, szukanie artykułów, które w mniejszym lub większym stopniu rozwiewają moje wątpliwości, pogłębiają wiedzę w temacie np. psychologii. Oczywiście, że to taka 'DIY psychologia'. Ale co tam; nie każdy może być Freudem, nie każdy może być Jungiem. A najwięcej zadowolenia mi przynosi napisanie kilku słów o tym, o czym dopiero co się dowiedziałam.
Zadowolenie... to właśnie trzeci
filar wewnętrznej pewności siebie.
Znaleźć cokolwiek o 'zadowoleniu' w
internecie okazało się niezwykle trudne. Podejrzewam, że to ma
związek z doborem słów (znów te językowe wygibasy). Pierwszy tytuł jaki zobaczyłam, to:
''Jak zyskać cudowne samopoczucie i zadowolenie z siebie?''.
Kliknęłam i...:
''Doładuj się ENDORFINAMI –
hormonami szczęścia! Przyjdź na masaż lub zabieg prawdziwą
czekoladą. A po zabiegu na specjalne hasło w zaprzyjaźnionym
punkcie *tu nazwa zaprzyjaźnionej firmy* napijesz się wyjątkowej,
aksamitnie gęstej czekolady z 50% rabatem!
Masaż Czekoladowy
To prawdziwa uczta dla duszy i ciała.
Czekolada zawiera naturalne antyoksydanty, pobudza wydzielanie
endorfiny,dzięki czemu działa antydepresyjnie.
Zabieg Czekoladowy
To zabieg na ciało, który odmłodzi i
zregeneruje Twoją skórę oraz nasyci ją apetycznym i zmysłowym
aromatem.
Efekty zabiegu: rewitalizacja,
wygładzenie, ujędrnienie, wyrównanie kolorytu skóry,
odprężenie''.
No cóż, czekolada zdecydowanie
poprawia mi nastrój, szczególnie, jeśli to jest moje ulubione
PtasieMleczko®, ale nie o takim zadowoleniu szukałam informacji.
Zdecydowałam się wobec tego na
Wikipedię i słownik synonimów.
Według Wikipedii zadowolenie to
''chwilowe uczucie satysfakcji, pełnej afirmacji. W większości
przypadków prowadzi do uczucia szczęścia. Zadowolenie nie objawia
się stanem euforii, uzewnętrznia się w zależności od sytuacji
(poziomu zadowolenia). Zadowolenie może być zarówno brane pod
uwagę przy aspektach seksualnych jaki i wręcz przeciwnie,
codziennych (dziecko zadowolone z oceny za swoją pracę np.
dyktando). Jest to uczucie tłumione (jak wyżej w zależności od
sytuacji, np. zadowolenia ze stracenia przez kogoś posady na naszą
korzyść będzie ukrywane, zaś oficjalna promocja naszej osoby
będzie otwarcie pokazywana z dumą)''.
Według słownika synonimów słowo 'zadowolenie'
można używać żeby wyrazić odczuwanie szczęścia, stan dobrego
samopoczucia, wyraz uznania. Można słowa używać w odniesieniu do
stanu błogości, do radości, do uczucia. Mnie jednak głównie interesuje
''zadowolenie w odniesieniu do zadowolenia z siebie: błogostan,
dosyt, przyjemność, radość, rozradowanie, samozadowolenie,
satysfakcja, spełnienie, triumf, uciecha, ukontentowanie''.
Jako, że idę tropem tego, co
przeczytałam o pewności siebie na stronie Patrycji Załug, pozwolę
sobie zacytować, co tam napisano w odniesieniu do zadowolenia (z
siebie, a nie siebie!).
''To ono jest wewnętrznym barometrem
pokazującym, na ile siebie akceptujesz. Być może bardzo się
starasz, ale ciągle masz poczucie niespełnienia, wydaje ci się, że
robisz za mało, że mogłeś coś zrobić lepiej. Stąd prosta droga
do perfekcjonizmu, a daleka do spełnienia. Znam osoby, które
wykonują ogromną pracę, ale stale mają poczucie, że to za mało,
żeby mogły siebie docenić. A przecież dostępny jest zupełnie
inny świat – widziany oczami osoby zadowolonej z siebie, która
myśli: 'To, co robię i jak to robię, jest wystarczająco dobre,
umiem doceniać swoje starania, wysiłek i energię. Nawet jeśli coś
mi nie wychodzi, widzę, ile z siebie daję i jestem sobie za to
wdzięczny'.''
Myślę, że właśnie o to chodzi. Być
zadowolonym z siebie to przede wszystkim WIEDZIEĆ, że robię to, na
co mnie stać, to na co mam teraz siłę. Przypomina mi się postulat
Jordana Petersona 'nie kłam'. Nie chodzi tylko o oszukiwanie innych,
chodzi również o bycie szczerym wobec siebie. Jeśli cokolwiek
robię staram się to robić 'jak należy' – bez znaczenia czy
prywatnie, czy zawodowo. Jeśli zdarzy mi się, że na szybach po
myciu okien zostaną smugi, muszę wiedzieć, że zrobiłam wszystko
co w mojej mocy, żeby te okna były naprawdę czyste – wtedy te
smugi nie przeszkadzają. Jeśli idę poćwiczyć (ha! znalazłam w
końcu fajną grupę!), to robię wszystko co w mojej mocy, żeby
wypocić toksyny i tłuszczyk, daję z siebie wszystko. Jeśli w
pracy 'kierownik' zwróci mi uwagę, że czegoś nie zrobiłam, muszę
wiedzieć, że to nie przez moje lenistwo. Wówczas nawet jeśli
kierownik ma jakiś żal do mnie, ja nie mam żalu do siebie.
Dlaczego właśnie tak? No właśnie po to, żeby być zadowolona z
siebie. W moich oczach ja jestem w porządku, nie mam sobie nic do
zarzucenia, nie powiem sobie 'mogłam się bardziej starać'.
Mam świadomość, że nic nie jest
perfekt, ale do pracy idę, żeby pracować, a nie siedzieć i użalać
się nad sobą. Czasem robię mniej niż zwykle (bo mam zły dzień,
jestem chora, jestem zmęczona), ale zawsze tyle, żeby nie mieć
żalu do siebie, tyle, żeby być dumna, że dałam radę, tyle, żeby
czuć satysfakcję z tego co robię.
Czy można w jakiś sposób zwiększyć
poziom zadowolenia z siebie? Bez samoświadomości i samoakceptacji
może być trudno. To jest podstawa.
Przede wszystkim odpowiednia diagnoza.
Jeżeli na coś nie masz wpływu, nie ma co się 'kwasić' – głową
muru nie przebijesz. Być może brak satysfakcji z wyników jest
rezultatem słabej organizacji. Może warto nad tym popracować (i
wiosenne porządki zaplanować tak, żeby nie kłóciły się z
przygotowywaniem świątecznych smakołyków)? Należy również
pamiętać, żeby zamiary dostosować nie tylko do własnych
możliwości, ale zgrać się one muszą z rzeczywistością.
Jesteśmy istotami stadnymi, żyjemy w grupach (najmniejszą chyba
jest rodzina) i nie wyobrażam sobie planowania czegoś nie biorąc
pod uwagę innych jej członków. Nie chodzi mi o pomoc z ich strony
– to akurat łatwo zaplanować i ustalić. Mam na myśli to, że
należy wziąć pod uwagę, że będą przeszkadzać – 'przytul
mnie teraz', 'a co robisz?', 'jestem głodny', 'wystawisz mi rower?' i
takie tam... Telefon od siostry, niezapowiedziana wizyta koleżanki,
cokolwiek – gdy takie rzeczy się przytrafiają, trzeba się z
pogodzić z zaistniałą sytuacją. Nie warto robić wyrzutów sobie,
nie warto mieć pretensji do nikogo. Można zostawić te niedomyte
okna do jutra i dać z siebie wszystko, żeby zrobić najlepszą kawę
na świecie. Kawę dla siebie i dla koleżanki (albo teściowej).
Czwarty filar wewnętrznej pewności
siebie to 'wiara w siebie'. Jak na razie nie mam nic sobie do
zarzucenia i nadal nie mam zielonego pojęcia, dlaczego ktoś kiedyś
powiedział mi, że brakuje mi pewności siebie. Być może brakuje
mi wiary w siebie... Muszę to przemyśleć, ale najpierw kawa.
**
UWAGA!
Staram się jak najlepiej zbadać i wykorzystać
możliwości, które daje nam internet. Odkryłam, że Google pozwala
na przeprowadzanie ankiet, anonimowych ankiet. W związku z tym
proszę o wsparcie i uczestnictwo w takiej próbnej, bardzo
króciutkiej ankietuni. To tylko dwa pytania. Można odpowiedzieć
jednym słowem. Można napisać esej. Odpowiedzi Google przysyła na
mojego emaila bez wskazywania autora. Proszę o udział i dziękuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jako, że ostatnio trochę spamu się pokazuje, postanowiłam, że zanim się komentarz pokaże na stronie to go najpierw sprawdzę. Taka sytuacja. Pozdrawiam ciepło. Brydzia.