Oferta specjalna
Tak sobie myślałam, popijając kawę
oczywiście, jak to jest, iż każdy wie lepiej co mi do szczęścia
potrzeba, nawet tacy zupełnie obcy ludzie, którzy mnie w życiu
nie widzieli.
Nie chodzi mi o znajomych
wmawiających mi, że dla własnego dobra muszę się upić
od czasu do czasu, farbować włosy, albo no nie wiem co jeszcze.
Chodzi mi tym razem o fantastycznie fantastyczne oferty
specjalne, które coraz częściej dostaję e-mailem.
W takich ofertach wciskają mi, że o to
mam okazję kupić coś, co zmieni mi życie – oczywiście na
lepsze, bo ''oni'' wiedzą, że z mojego życia zadowolona
nie jestem – i specjalnie dla mnie przygotowana jest oferta.
Specjalnie dla mnie, bo ja taka specjalna jestem i zasługuję
na specjalne traktowanie. I tylko dlatego, że ja taka
jestem specjalna jestem, mogę kupić rzecz wartą tysiąc, nie za
siedemset pięćdziesiąt, nawet nie za pięćset. Nie muszę wydać
nawet dwieście pięćdziesiąt! Coś co warte jest tysiąc mogę
kupić za śmieszną kwotę 249!
Jak cudownie!
Szkoda tylko, że ''oni'' nie
wiedzą, że ludzie nie dają się już nabierać? Czy nikt
nie zauważył, że taka sprzedaż NIE działa?
A może działa, ale nie na mnie?
Orzeszku-ty-mój – to ja faktycznie jakaś specjalna jestem!
Naprawdę odrzucają mnie takie
ogłoszenia. Niestety coraz częściej zdarza mi się trafiać
na takie strony. Fajne blogi do czytania, ale nie chcę nic kupować.
Czasem zwyczajnie MUSZĘ podać adres e-mail i wtedy regularnie
na skrzynkę dostaję takie perełki sprzedażowe. Zdarza się
nawet, że przygotowana jest specjalnie dla mnie specjalna
strona – jaka ja wyróżniona się wówczas czuję! Tylko
zastanawia mnie fakt, dlaczego zwracają się do mnie jak do
faceta.
Ostatnio dostałam taką ofertę
z firmy którą śledzę, którą lubię i regularnie
zaglądam na ich bloga... Naprawdę nie wiem, czy powinnam ją nadal
traktować jako ulubioną.
Gdyby mi napisali: ''Hej! Jesteś
w grupie naszych ulubionych odbiorców i żeby pokazać jak
Cię lubimy, dajemy 10% rabatu na produkt, który sobie wybierzesz''. Ale nie. ''Oni'' wiedzą, że ja
akurat potrzebuję to, czego nikt nie chce kupować nawet za 249 i wiedzą ja
mogę to kupić... A ja nie chcę! Nie potrzebuję!
No i wciskanie kitu, że ''to''
warte jest znacznie więcej niż musiałabym płacić. Podejrzewam,
że akurat jest odwrotnie. Chociaż... jeśli policzyć każdą
minutę spędzoną na wymyślanie tych bzdur, to być może
faktycznie wyszłaby jakaś horrendalnie horrendalna kwota.
Moi kochani specjaliści od marketingu
– jeśli Brydzia coś potrzebuje, to Brydzia kupuje. Proponuję,
żeby zmienić trochę formę informowania o ofertach
specjalnych, o rabatach, o zniżkach.
Pierwsze co chciałabym zobaczyć, to
cenę jaką muszę zapłacić, żeby ''to'' kupić. Jeśli kwota jest
zbyt wysoka na mój portfel, przynajmniej nie stracę czasu na
czytanie pierdół – nie jest tajemnicą, że czas to
pieniądz. Mogę zwyczajnie wysłać maila do kosza i po
sprawie. Najpierw cena, później nazwa produktu i jeżeli
uznam, że potrzebuję i mam fundusze, będę czytać dalej,
żeby dowiedzieć się dlaczego ta cena jest tak drastycznie
obniżona.
Niestety w ofertach, które
dostaję cena jest podana na samym końcu. Zanim dojdę do
praktycznie najważniejszej według mnie części wiadomości, to
najpierw dowiaduję się o tym, jak moje życie jest
mizerne. Następnie czytam tekst, który udowadnia mi jaka ja
szczęściara jestem, bo mogę w końcu ''to'' kupić i zmienić
to mizerne życie. Dalej kilku poprzednich klientów chwali się
tym, jak odmieniło się im życie, bo kupili właśnie ''to''.
(Zawsze zastanawiam się, jak to jest, że ludzie
przysyłają tylko profesjonalnie wykonane fotki i – możecie
mi wierzyć, lub nie – znam się.)
Czytam dalej, bo może jest coś
naprawdę ciekawego. No różnie to bywa.
Dowiaduję się, co może stać się
jeśli od ''nich'' nie kupię. O-mamuśku-kochana, ratuj!
Z reguły wychodzi na to, że moje
życie zamieni się w koszmar, do końca swoich dni będę
żałować, że w ''to'' nie zainwestowałam. No dobra –
myślę sobie – ale ile?
Kwota nadal jest tajemnicą, a ja
czytam dalej, żeby dowiedzieć się o tym, że obniża się
cenę tylko i wyłącznie z czystej miłości do mnie.
Skoro mnie tak kochają to po pierwsze: proszę po imieniu, a po
drugie: proszę używać odpowiedniej formy. Jestem kobietą, a oni
piszą do mnie jak do faceta. Że co? Maile im się pomyliły?
Kopiuj-wklej jakieś?
I jeszcze raz przypominanie o tym,
że szczęściara jestem, i jeszcze raz inni szczęśliwi
klienci zachwalają (przecież każdy sobie profesjonalne fotki w plenerach
robi). I koniec, i cena, i... klik –
wyłączam, i do kosza. Bez kupowania oczywiście.
Jeśli coś potrzebuję to i tak
to kupię. Jeśli potrzebuję gacie, to idę i kupuję. Może
nawet dałabym dziesięć tysięcy, gdybym nie miała wyboru i gdyby
mnie było stać. Bo jeśli mnie nie stać i wyboru nie mam, to
będę w starych chodzić.
Dlatego lubię tradycyjne sklepy
internetowe (ale jeszcze bardziej lubię takie tradycyjne; z ladą
i przystojnym kasjerem). Nie przysyłają głupich ofert. Nie
pitolą bez sensu i nie marnują mojego czasu. Jeśli potrzebuje
książkę – szukam, wiedzę cenę, kupuję. A jak mnie nie
stać, to sobie konto na portalu robię i czekam na jakąś
obniżkę. Jeśli dostaję maila to właśnie z krótką
wiadomością, że książka którą chciałam, jest dostępna
w niższej cenie. Bez owijania w bawełnę, bez słodzenia
o miłości, bez wmawiania pierdół. Krótko i rzeczowo.
I nie przeszkadza mi nawet fakt, że cena obniżona jest
tylko dlatego, bo już nikt tej książki nie kupuje.
Jesteśmy bombardowani informacjami,
nasze mózgi są przeładowywane i nie można ich zresetować
tak jak pamięć komputera albo telefonu (teraz te telefony to takie
małe komputery, przyznam się, że mój laptop jest wolniejszy od
mojego telefonu). Mam wrażenie, że nie tylko ja jestem tym
zmęczona. Za dużo gadania, zdecydowanie. Jeżeli dostaję ofertę
kupna, to chcę wiedzieć ile kosztuje i wtedy, jeśli uznam, że
mnie stać, czy warto wydać tyle.
Poza tym, tak jak pisałam wcześniej –
jeśli coś potrzebuję, to i tak kupię, bez względu na cenę
– w granicach rozsądku oczywiście, bo przecież nie kupię
gaci za dziesięć tysięcy! Chociaż, gdyby mnie było stać, to kto
wie, może i na taki wydatek byłabym w stanie się
zdecydować, oczywiście, gdyby mi tych gaci brakowało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jako, że ostatnio trochę spamu się pokazuje, postanowiłam, że zanim się komentarz pokaże na stronie to go najpierw sprawdzę. Taka sytuacja. Pozdrawiam ciepło. Brydzia.