poniedziałek

10 dzień czerwca


Oferta specjalna



Tak sobie myślałam, popijając kawę oczywiście, jak to jest, iż każdy wie lepiej co mi do szczęścia potrzeba, nawet tacy zupełnie obcy ludzie, którzy mnie w życiu nie widzieli.

Nie chodzi mi o znajomych wmawiających mi, że dla własnego dobra muszę się upić od czasu do czasu, farbować włosy, albo no nie wiem co jeszcze. Chodzi mi tym razem o fantastycznie fantastyczne oferty specjalne, które coraz częściej dostaję e-mailem.

W takich ofertach wciskają mi, że o to mam okazję kupić coś, co zmieni mi życie – oczywiście na lepsze, bo ''oni'' wiedzą, że z mojego życia zadowolona nie jestem – i specjalnie dla mnie przygotowana jest oferta. Specjalnie dla mnie, bo ja taka specjalna jestem i zasługuję na specjalne traktowanie. I tylko dlatego, że ja taka jestem specjalna jestem, mogę kupić rzecz wartą tysiąc, nie za siedemset pięćdziesiąt, nawet nie za pięćset. Nie muszę wydać nawet dwieście pięćdziesiąt! Coś co warte jest tysiąc mogę kupić za śmieszną kwotę 249!

Jak cudownie!

Szkoda tylko, że ''oni'' nie wiedzą, że ludzie nie dają się już nabierać? Czy nikt nie zauważył, że taka sprzedaż NIE działa?
A może działa, ale nie na mnie? Orzeszku-ty-mój – to ja faktycznie jakaś specjalna jestem!

Naprawdę odrzucają mnie takie ogłoszenia. Niestety coraz częściej zdarza mi się trafiać na takie strony. Fajne blogi do czytania, ale nie chcę nic kupować. Czasem zwyczajnie MUSZĘ podać adres e-mail i wtedy regularnie na skrzynkę dostaję takie perełki sprzedażowe. Zdarza się nawet, że przygotowana jest specjalnie dla mnie specjalna strona – jaka ja wyróżniona się wówczas czuję! Tylko zastanawia mnie fakt, dlaczego zwracają się do mnie jak do faceta.

Ostatnio dostałam taką ofertę z firmy którą śledzę, którą lubię i regularnie zaglądam na ich bloga... Naprawdę nie wiem, czy powinnam ją nadal traktować jako ulubioną.
Gdyby mi napisali: ''Hej! Jesteś w grupie naszych ulubionych odbiorców i żeby pokazać jak Cię lubimy, dajemy 10% rabatu na produkt, który sobie wybierzesz''. Ale nie. ''Oni'' wiedzą, że ja akurat potrzebuję to, czego nikt nie chce kupować nawet za 249 i wiedzą ja mogę to kupić... A ja nie chcę! Nie potrzebuję!

No i wciskanie kitu, że ''to'' warte jest znacznie więcej niż musiałabym płacić. Podejrzewam, że akurat jest odwrotnie. Chociaż... jeśli policzyć każdą minutę spędzoną na wymyślanie tych bzdur, to być może faktycznie wyszłaby jakaś horrendalnie horrendalna kwota.

Moi kochani specjaliści od marketingu – jeśli Brydzia coś potrzebuje, to Brydzia kupuje. Proponuję, żeby zmienić trochę formę informowania o ofertach specjalnych, o rabatach, o zniżkach.
Pierwsze co chciałabym zobaczyć, to cenę jaką muszę zapłacić, żeby ''to'' kupić. Jeśli kwota jest zbyt wysoka na mój portfel, przynajmniej nie stracę czasu na czytanie pierdół – nie jest tajemnicą, że czas to pieniądz. Mogę zwyczajnie wysłać maila do kosza i po sprawie. Najpierw cena, później nazwa produktu i jeżeli uznam, że potrzebuję i mam fundusze, będę czytać dalej, żeby dowiedzieć się dlaczego ta cena jest tak drastycznie obniżona.

Niestety w ofertach, które dostaję cena jest podana na samym końcu. Zanim dojdę do praktycznie najważniejszej według mnie części wiadomości, to najpierw dowiaduję się o tym, jak moje życie jest mizerne. Następnie czytam tekst, który udowadnia mi jaka ja szczęściara jestem, bo mogę w końcu ''to'' kupić i zmienić to mizerne życie. Dalej kilku poprzednich klientów chwali się tym, jak odmieniło się im życie, bo kupili właśnie ''to''. (Zawsze zastanawiam się, jak to jest, że ludzie przysyłają tylko profesjonalnie wykonane fotki i – możecie mi wierzyć, lub nie – znam się.)
Czytam dalej, bo może jest coś naprawdę ciekawego. No różnie to bywa.
Dowiaduję się, co może stać się jeśli od ''nich'' nie kupię. O-mamuśku-kochana, ratuj!
Z reguły wychodzi na to, że moje życie zamieni się w koszmar, do końca swoich dni będę żałować, że w ''to'' nie zainwestowałam. No dobra – myślę sobie – ale ile?
Kwota nadal jest tajemnicą, a ja czytam dalej, żeby dowiedzieć się o tym, że obniża się cenę tylko i wyłącznie z czystej miłości do mnie. Skoro mnie tak kochają to po pierwsze: proszę po imieniu, a po drugie: proszę używać odpowiedniej formy. Jestem kobietą, a oni piszą do mnie jak do faceta. Że co? Maile im się pomyliły? Kopiuj-wklej jakieś?
I jeszcze raz przypominanie o tym, że szczęściara jestem, i jeszcze raz inni szczęśliwi klienci zachwalają (przecież każdy sobie profesjonalne fotki w plenerach robi). I koniec, i cena, i... klik – wyłączam, i do kosza. Bez kupowania oczywiście.

Jeśli coś potrzebuję to i tak to kupię. Jeśli potrzebuję gacie, to idę i kupuję. Może nawet dałabym dziesięć tysięcy, gdybym nie miała wyboru i gdyby mnie było stać. Bo jeśli mnie nie stać i wyboru nie mam, to będę w starych chodzić.
Dlatego lubię tradycyjne sklepy internetowe (ale jeszcze bardziej lubię takie tradycyjne; z ladą i przystojnym kasjerem). Nie przysyłają głupich ofert. Nie pitolą bez sensu i nie marnują mojego czasu. Jeśli potrzebuje książkę – szukam, wiedzę cenę, kupuję. A jak mnie nie stać, to sobie konto na portalu robię i czekam na jakąś obniżkę. Jeśli dostaję maila to właśnie z krótką wiadomością, że książka którą chciałam, jest dostępna w niższej cenie. Bez owijania w bawełnę, bez słodzenia o miłości, bez wmawiania pierdół. Krótko i rzeczowo. I nie przeszkadza mi nawet fakt, że cena obniżona jest tylko dlatego, bo już nikt tej książki nie kupuje.

Jesteśmy bombardowani informacjami, nasze mózgi są przeładowywane i nie można ich zresetować tak jak pamięć komputera albo telefonu (teraz te telefony to takie małe komputery, przyznam się, że mój laptop jest wolniejszy od mojego telefonu). Mam wrażenie, że nie tylko ja jestem tym zmęczona. Za dużo gadania, zdecydowanie. Jeżeli dostaję ofertę kupna, to chcę wiedzieć ile kosztuje i wtedy, jeśli uznam, że mnie stać, czy warto wydać tyle.

Poza tym, tak jak pisałam wcześniej – jeśli coś potrzebuję, to i tak kupię, bez względu na cenę – w granicach rozsądku oczywiście, bo przecież nie kupię gaci za dziesięć tysięcy! Chociaż, gdyby mnie było stać, to kto wie, może i na taki wydatek byłabym w stanie się zdecydować, oczywiście, gdyby mi tych gaci brakowało.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jako, że ostatnio trochę spamu się pokazuje, postanowiłam, że zanim się komentarz pokaże na stronie to go najpierw sprawdzę. Taka sytuacja. Pozdrawiam ciepło. Brydzia.