czwartek

27 dzień czerwca


Przestrzegaj prawa, mówią...


Tak sobie myślałam, popijając moją kawę oczywiście, dlaczego ludzie ''łamią'' prawo.

Dawno temu, kiedy byłam i piękna, i młoda zdarzało mi się naruszać ustalone zasady. Przytrafiały mi się wagary, palenie papierosów za szkolną salą gimnastyczną. Przechodziłam przejazd kolejowy, gdy szlaban był zamknięty (przekonałam się wówczas, że pociągi jeżdżą dość szybko!). Zdarzało się. Nie jestem święta. Z biegiem lat zorientowałam się, iż powiedzenie ''zasady są po to, żeby je łamać'' nie ma najmniejszego sensu, że stosowanie się do niego może być nieprzyjemne nie tylko dla mnie.

Zasady są po to, żeby łatwiej nam się żyło!

Miałam lat 13. Trzytygodniowe kolonie w fantastycznym ośrodku, z fantastycznymi ludźmi. Zabawa przednia każdego dnia, a w nocy było jeszcze weselnej. Nie nie piliśmy alkoholu. Jeszcze wtedy mam on nie był potrzebny, żeby się dobrze bawić. Ubaw urządzaliśmy sobie uciekając z ośrodka na spacery bez opiekunów. Kiedy o tym sobie teraz myślę, to dreszcz mi przechodzi po całym ciele. Boże! A gdyby komuś coś się stało?
Mieszkaliśmy w pokojach na pierwszym piętrze. Żeby wyjść trzeba było zejść po piorunochronie, żeby go dosięgnąć, trzeba było nieźle się wychylić z okna. A gdyby któraś z nas spadła?
Nie mówiąc o tym, na jakie nieprzyjemności była narażona kadra, gdyby coś wydarzyło się poza ośrodkiem! Na szczęście nic się nie stało. Raz tylko spotkaliśmy jakiegoś pijanego gospodarza, a może turystę, który zasnął w głębokiej trawie. Ktoś na niego nadepnął, uciekaliśmy stamtąd w popłochu głośno się śmiejąc.
Muszę przyznać, że wspomnienia warte opowieści przy kominku, ale głównie dlatego, że się udało, że nikomu nie stała się krzywda. Gdyby było inaczej, nie byłoby czym się chwalić. Łamiąc zakaz wychodzenia (który obowiązywał i w dzień, i w nocy) ryzykowaliśmy nasze własne życie, a tych, którzy byli za nas odpowiedzialni, narażaliśmy na ogromne nieprzyjemności. Że powinni nas pilnować? Normalni ludzie w nocy śpią. Nie było żadnych strażników nocnych. Pamiętam, że byli jacyś dyżurni, którzy pilnowali nas do późna, ale chyba nie całą noc. Nigdy nie mieliśmy problemów problemów z powrotem do łóżek. A może zwyczajnie zapomniałam?

Jednak prawo, to coś więcej niż nocne wypady nastolatków. Prawa trzeba przestrzegać, żeby nie zasłużyć na karę. Prawa trzeba przestrzegać, żeby nikomu nie przytrafiła się tragedia. Wyobraźcie sobie kierowcę, który krzycząc "zasady są po to, żeby je łamać" jedzie przez miasto z prędkością 120 km/h i nie zwraca uwagi, że nie wolno na czerwonym!

Nie wolno łamać prawa! Ale...

Oprócz przepisów wymyślonych przez ludzi dla ludzi (żeby wszystkim się dobrze żyło), są prawa, które nazwano naturalnymi (żeby wszystkim się żyło). "Przykładami prawa naturalnego są: prawo do życia, do własności, do zabawy, do religii." Praw tych nie można człowieka pozbawić, prawa te należą się wszystkim.
I tak sobie pomyślałam, że jeśli ktoś mi przeszkadza śpiewać piosenki religijne (a śpiewać nie potrafię!) tańcząc na bosaka po moim trawniku, to czy mogę mu w zęby dać?
A co jeśli ktoś chce skrzywdzić moje dziecko i zabrać mu lizaka? Mogę temu komuś dać w zęby? Czy w ogóle mogę dać komuś w zęby, jeśli uznam, że narusza moje lex naturalis, które z definicji mi się należą?
Pytałam się koleżanki, która jakieś tam studia zaliczyła i ona mi na pytanie odpowiedziała, że lepiej w zęby nie dawać. To, że znajoma tak powiedziała to jedno, to, że mi sprawa nie daje spokoju to drugie...

Fajny artykuł o relacji prawo naturalne/prawo stanowione napisał Janusz Korwin-Mikke. Do przeczytania TUTAJ.

Jest taka zasada, że nieznajomość prawa nie zwalnia z obowiązku jego przestrzegania. Ale jak mam wiedzieć, czy robię coś tak jak trzeba, jeśli nie mam zielonego pojęcia co jest OK, a co nie? To tak jak z Adamem i Ewą. Zastanawiałam się nie raz: skąd Ewa mogła wiedzieć, że to źle zrywać zakazany owoc? Przed zjedzeniem ''owocu z drzewa poznania dobra i zła'' pierwsi rodzice NIE WIEDZIELI co jest dobre, a co złe. Zwyczajnie nie mogli wiedzieć, że niestosowanie się do zasad, które ustalił Bóg jest wykroczeniem. I nadal zastanawiam się nad tym. I nadal mi coś nie gra w tej opowieści o pierwszych rodzicach...

Ale...

Brak znajomości przepisów, nie upoważnia do ich łamania. Że wszystkiego się nauczyć? Tylko: czy życia by wystarczyło, żeby ogarnąć wszystkie kodeksy? Prawo pracy, prawo podatkowe, prawo karne, prawo cywilne, prawo handlowe, prawo takie, owakie i śrakie. Nawet chyba nie ma prawników, którzy znają się na wszystkim?

Pamiętam historię, którą gdzieś wyczytałam. Pewna pani, której ojciec był już w podeszłym wieku, zrzekła się praw majątkowych, do spadku. Przepisowo, na piśmie – wszystko zaklepane zostało odpowiednimi paragrafami z odpowiednich kodeksów. Pani zrzekła się tych praw, żeby nie płacić długów ojca. Bo dziedziczymy nie tylko majątek, ale i zobowiązania majątkowe. No i stało się, że tato zmarł. Ni z tego, ni z owego pani dostała wezwanie do zapłaty. Dlaczego? Bo w chwili, kiedy tato umierał, pani była w ciąży. Według prawa, to wnuczęta są spadkobiercami zaraz po dzieciach (no chyba, że jest testament). A że dzieciątko małe, to pani z opowieści, jako mama, za wszystkie sprawy dzieciątka jest odpowiedzialna. Również za spadek...
Jak się sprawa zakończyła – nie pamiętam. Jedyne co pamiętam, to fakt, że wyraźnie było napisane ''brak znajomości przepisów prawa nie zwalnia z obowiązku jego przestrzegania''.

Przestrzegaj prawa, mówią...

Prawo jest stworzone przez człowieka: jako porozumienie, umowa między ludźmi. Prawo jest czymś, co spaja społeczność, a nieprzestrzeganie powoduje, że ona się rozpada.

Prawo jest nam potrzebne. Koniec, kropka. Ale czy można czasem "nagiąć" jedną z jego zasad, by chronić inną? Skąd mam wiedzieć, które prawo jest nadrzędne?
Mam podpisaną umowę o pracę. Zobowiązałam się do punktualności, wykonywania rzetelnie przyznanych mi obowiązków i inne takie.
Zaspałam trochę. Biegnę na autobus, który widzę, że nadjeżdża. Żeby dotrzeć na przystanek muszę przejść przez ulicę, a światło czerwone. Którą z zasad naruszyć? Prawo drogowe czy prawo pracy? Które ważniejsze? I kto decyduje o tym, który kodeks ważniejszy?

Odpowiedź: sąd. Tyle, że w sądzie są sędziowie, a sędzia to człowiek, a ludzie jacy są tacy są. Czy mogę mieć pewność, że ocena sędziego jest absolutnie obiektywna?
definicji, sędzia to ''funkcjonariusz publiczny uprawniony do orzekania w sprawach należących do właściwości sądów i trybunałów, na zasadach niezawisłości i bezstronności''. Ale to definicja przecież. Sędzia to człowiek, żywy człowiek. Skąd mam wiedzieć, że na jego decyzje nie wpływają jego osobiste doświadczenia? Może nie jest przekupny, może nie daje się nikomu manipulować. Ale jak mieć pewność, że to co przeżył (taki sędzia) nie ma wpływu na jego werdykt?

Sędziów powołuje Prezydent, Prezydenta wybieramy my. O ile każdy z nas doskonale (lub mniej niż doskonale) zna kandydatów na stanowisko głowy państwa, o tyle nie wydaje mi się możliwe, żeby jedna osoba – nawet, jeśli to Prezydent – była w stanie znać każdego kandydata na sędziego.
Na szczęście, nie tylko ja mam dylemat ''czy mogę mieć pewność, że ocena sędziego jest absolutnie obiektywna'' i każdemu z nas przysługuje prawo do odwołania od orzeczenia sądu. Co to takiego apelacja nie będę już pisać, a kto ciekawy to niech sobie otworzy TEN LINK.

Z jednej strony prawo do odwołania cieszy, z drugiej... Skoro prawo apelacji (istnieje w Polsce już od Średniowiecza) mamy, to znaczy, że faktycznie taki sędzia, to nie zawsze obiektywnie i sprawiedliwie ocenia sprawy. Wikipedia podaje, że ''od 2007 do maja 2012 sądy dyscyplinarne pierwszej instancji wydały wyroki w 388 sprawach wydalając z zawodu 15 sędziów, 21 przeniesiono, 8 usunięto z zajmowanych funkcji, 68 otrzymało naganę, 94 upomnienie''.
Czy to dużo, czy mało? W 2016 roku w Polsce urzędowało 26 sędziów na każde sto tysięcy mieszkańców. Czyli około... dziesięć tysięcy. A to znaczy, że ukarano około 2% sędziów. (Nie byłam w stanie znaleźć danych z jednego roku, ale nie wydaje mi się, że to ma szczególe znaczenie, bo to nie praca naukowa, tylko wpis na blogu). Czy dwa procent to dużo czy mało? Niech każdy sam sobie odpowie.

I tak sobie wymyśliłam, że jednym ze sposobów na fałszywych / niekompetentnych / uprzedzonych / nieuczciwych / zdemoralizowanych sędziów, jest przestrzeganie prawa. Jeśli każdy będzie prawa przestrzegał, to oczywiście sędzia, choćby nie wiem jak niekompetentny, nie będzie miał okazji do tego, żeby swoją niekompetencję udowodnić.
Boję się niestety, że unikanie sądu nie do końca zależy tylko i wyłącznie ode mnie. Może zdarzyć się przecież tak, że komuś nie spodoba się moje ''przestrzeganie prawa''. Może zdarzyć się przecież tak, że w trakcie dbania o własne sprawy nieumyślnie kogoś skrzywdzę i ten ktoś zwyczajnie zgłosi sprawę do sądu.
A wystarczyłoby pogadać przy kawie – – jak by nie patrzeć, ja dobra kobieta jestem, naprawdę.
Drugi warunek na unikanie nieuczciwych sędziów to komunikacja między ludźmi. Chodzimy do sądów, bo nie potrafimy sami rozwiązywać problemów. Ludzie! Należy ze sobą rozmawiać. Krytykę przyjmować z pokorą. Jak mi jest przykro, gdy czytam, że Sławna Pani złożyła skargę na Sławną Dziennikarkę, bo Sławna Dziennikarka powiedziała coś, co się Sławnej Pani nie spodobało. Kurcze! Jeśli ktoś mówi nieprawdę o mnie, jakie to ma znaczenie? Straci tylko osoba, która historie wymyśla. No... chyba, że wywlekane są nieprzyjemne sprawy, które z różnych powodów opłaca się zachować w tajemnicy, a które nie są opowieściami wyssanymi z palca. Jak takiej sytuacji zaradzić? Postępować zgodnie z prawem oczywiście. I być pokornym. I wziąć odpowiedzialność. I pogodzić się konsekwencjami. Każde działanie niesie ze sobą jakieś konsekwencje. Warto pochylić głowę i przyznać: ''źle zrobiłam'', powiedzieć ''przepraszam'', kiedy sytuacja tego wymaga... A co słyszę w zamian? I to nie tylko w świecie celebrytów! ''Że co? Ja? Nigdy w życiu!''.

Oczywiście nie łudzę się, że każdy jest skłonny przyjąć szczerze moje ''przepraszam''. W takich sytuacjach mój ''prawnik pierwszego kontaktu'' może wypisać skierowanie do ''prawnika-specjalisty'' (i przy okazji rachunek na odpowiednią kwotę, niestety).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jako, że ostatnio trochę spamu się pokazuje, postanowiłam, że zanim się komentarz pokaże na stronie to go najpierw sprawdzę. Taka sytuacja. Pozdrawiam ciepło. Brydzia.