Najlepszy przyjaciel
Ostatnie dwa tygodnie to nie był
przyjemny okres. Oczywiście, że sobie ze wszystkim poradzę,
jakoś. W końcu: czy mam wyjście?
Problemy mamy wszyscy – mniejsze,
większe, ważniejsze, mniej ważne, ale je mamy. Ich wymiar to
sprawa absolutnie subiektywna i nie należy oceniać niczyich
zmartwień: ''och, też mi problem!''.
Nie lubię opowiadać o swoich
kłopotach, ale opowiadam. Tyle, że nie o wszystkich. Bo
nie do wszystkiego chcę się przyznać. Tak jakoś jest,
że czasem głupio powiedzieć, że problemem jest ''coś''
co ogół nie uznaje jako problem. Czasem też nie mówię o czymś
tylko dlatego, że nie chce mi się słuchać mądrych rad.
Zdarza się, że o troskach nie opowiadam, bo się boję, że sprawa
będzie zbyt wyolbrzymiona przez plotki i niedomówienia.
Zawsze byłam przekonana, że mało
kogo (nie twierdzę, że nikogo!) interesuje co mnie trapi, co
wkurza, z czym nie potrafię się pogodzić, czego
się boję. Poza tym zawsze wierzyłam, że pragnieniem
każdego jest, by jego życie było lepsze i łatwiejsze.
Informacja o tym, że ktoś radzi sobie trochę gorzej,
powinna podnosić na duchu.
Czasem jednak wydaje się,
że osoba z którą rozmawiam, chce usłyszeć, że lekko
nie mam i wydaje się bardzo zainteresowana moim stanem.
I to jest dziwne, bo często
zamiast pocieszania w stylu ''będzie dobrze'', słyszę ''ja też
tak mam''. Dlatego, gdy mówię "ale miałam ciężką noc"
i w odpowiedzi słyszę: "no ja też słabo spałam",
to nie wiem, co myśleć. Czy to znaczy, że moje życie jest do
dupy i ktoś stara się mnie "jakoś" pocieszyć
(wskazując, że mój problem ''to'' nie problem), czy naprawdę ten
ktoś miał to spanie do niczego (i jego problem jest ważniejszy
niż mój – co oczywiście potwierdzałoby teorię o tym,
że każdy chce być ''ważniejszy'' niż ja i że nie
interesuje go mój problem, bo ma swój)? Oczywiście nie o sen
tylko i wyłącznie chodzi. To może być wszystko – choroba,
rozstanie, jakaś strata, jakaś porażka – no wszystko to, czego
nie chcemy, żeby przytrafiało się często. Zawsze znajdzie
się osoba, która "no-ja-też".
Nie ukrywam, że ja też tak
reaguję, kiedy ktoś decyduje się na zwierzenia. Taki odruch.
Nie wiem dlaczego i co jest przyczyną takiego zachowania, ale
tak jest. Muszę to przemyśleć popijając kawę któregoś ranka.
Wydarzenia ostatnich tygodni nie były
miłe i wiadomo: ''Jak trwoga to do Boga''. Właśnie...
***
Tak sobie myślałam, popijając moją
kawę oczywiście, o Bogu. Naprawdę, czasem o poważnych
sprawach też myślę, bo przecież wiara w Boga jest sprawą
poważną.
Jak się tak zastanawiałam, dlaczego
nam tak bardzo wiara jest potrzebna, to nic do głowy mi nie
przychodziło. Przypomniało się mi wtedy, że ktoś mądry
powiedział: ''żeby rozwiązać jakikolwiek problem, trzeba postawić
odpowiednie pytania''. No i zaczęłam się
zastanawiać nad pytaniami.., a w głowie oczywiście tylko
jedno: ''dlaczego nam tak bardzo ta wiara jest potrzebna?''.
A gdyby tak odwrócić "problem"
i zastanowić się, dlaczego niektórzy przestają w Boga
wierzyć?
Są tacy, którzy twierdzą, że religia
powstała, by tłumaczyć zjawiska, których ludzie w dawnych
czasach nie rozumieli, których się bali. Jednak współcześnie
nadal ludzie wierzą w Boga, mimo, że nikt nie zastanawia
się, który z bogów rzuca piorunami, a który jest
odpowiedzialny za wschód Słońca. Wiemy, że są to naturalne
zjawiska, wiemy jak i dlaczego (przynajmniej większość z nas,
bo są jeszcze tacy, którzy nie wiedzą co to takiego atom – i nie
mówię o mieszkańcach lasów amazońskich, ale o osobie,
która w XXI wieku żyje w tak zwanym kraju rozwiniętym,
w Europie).
W XXI wieku argument nieaktualny,
nawet, jeśli wziąć pod uwagę fakt, iż naukowcy rozwiązując
tajemnice, napotykają wciąż nowe zagadki. Mamy współcześnie
takie zabawki w laboratoriach, że nie trzeba wątpić, iż
na odpowiedź na taki czy inny problem przyjdzie z czasem.
Jesteśmy w stanie zaglądać nie tylko w odległe
zakamarki Wszechświata, ale też w najmniejsze kąty ludzkich
umysłów.
Znany wszystkim laureat Nagrody Nobla,
Albert Einstein, napisał w pewnym liście:
''Słowo Bóg jest dla mnie niczym
innym, jak tylko słowem i wytworem ludzkich słabości, Biblia
zaś to zbiór znakomitych, ale raczej prymitywnych legend, które są
ponadto dość dziecinne. Żadna interpretacja, niezależnie od tego,
jak subtelna, nie może (dla mnie) tego zmienić.''
(źródło: deon.pl)
Czy można się spodziewać innych
słów od człowieka, który bardziej niż ktokolwiek jemu
współczesnych rozumiał, co i z czym w fizyce?
Ostatnio okazało się, że nawet miał rację w pewnych
kwestiach dotyczących fizyki kwantowej, która za jego czasów była
bardziej tylko teorią.
Nie potrzebujemy wiary w Boga,
żeby tłumaczyć, to czego nie rozumiemy. Może było tak kiedyś,ale na pewno nie teraz... A może nie rozumiemy wszystkiego?
Oto kilka fragmentów listu Carla Gustava Junga do
tygodnika „The Listener”, w którym
psycholog wyjaśnia swoją odpowiedź na pytanie o wiarę, zadane w
wywiadzie ''Face to Face''. Wywiad można obejrzeć na YouTube, tyle, że jest po angielsku i nie
ma polskich napisów.
''Nie powiedziałem w audycji,
że „Bóg jest”. Powiedziałem: „Nie potrzebuję wierzyć
w Boga; Ja wiem”. Co nie oznacza, że chodziło mi
o znajomość pewnego konkretnego Boga (Zeusa, Jahwe, Allaha,
Boga w Trójcy jedynego itd.) Mówię „Bóg” według
consensus omnium („quod semper,
quod ubique, quod ab omnibus creditur„) Wspominam Go, wzywam Go,
kiedykolwiek używam Jego imienia ogarnięty gniewem czy lękiem,
kiedykolwiek bezwiednie powiem: „O Boże”.''
''Zdarza się tak, gdy spotykam
kogoś lub coś potężniejszego od samego siebie. Jest to adekwatne
imię nadane wszelkim zawartym we mnie emocjom, które biorą górę
i podporządkowują sobie moją świadomą wolę i uzurpują
sobie prawo do kontroli nade mną. Mianem tym określam wszystkie
rzeczy, które gwałtownie i w sposób bezwzględny, stają na
drodze mojej własnej woli, wszystkie rzeczy będące w niezgodzie
z moimi subiektywnymi poglądami, planami i intencjami
i zmieniające bieg mojego życia na lepsze lub gorsze. Zgodnie
z tradycją nazywam potęgę losu – zarówno w jej
pozytywnym jak i negatywnym aspekcie, o ile tylko jej
źródło znajduje się poza moją kontrolą – „bogiem”,
„osobistym bogiem”, ponieważ los ten wiele dla mnie znaczy,
zwłaszcza gdy pojawia się w formie sumienia jako vox Dei
[głos Boga],
z którym mogę nawet rozmawiać oraz dyskutować.''
''Wiem, że jedynie moje
doświadczenia mogą być dobre lub złe, natomiast ta nadrzędna
wola jest ugruntowana w czymś, co przekracza granice ludzkiej
wyobraźni. I ponieważ doświadczam w swojej psychice tego
konfliktu z wolą nadrzędną, dlatego też „wiem o Bogu”,
i jeśli już miałbym się podjąć nieuprawnionej hipostazy
tej mojej wizji, to powiedziałbym o Bogu poza dobrem i złem,
bytującym zarówno we mnie jak i wszędzie indziej: Deus estcirculus cuius centrum est ubique, cuis circumferentia veronusquam.''
Carl Gustav Jung (1875 – 1961) był
''jednym z twórców psychologii głębi, na bazie której
stworzył własne koncepcje ujęte jako psychologia analityczna
(stanowiącą częściową krytykę psychoanalizy). Wprowadził
pojęcia kompleksu, introwersji i ekstrawersji, nieświadomości
zbiorowej, synchroniczności oraz archetypu, które odgrywają ważną
i kontrowersyjną rolę w naukach o kulturze,
w badaniach neurologicznych, oraz w fizyce kwantowej.'' (z Wikipedii). Lubię Junga przede wszystkim za jego podejście do snów,
ale to inna historia.
Być może Boga i wiary w Niego
potrzebujemy, bo nie rozumiemy samych siebie? ''Jak trwoga to do
Boga'' – niewykluczone, że stare przysłowie tłumaczy, dlaczego tak potrzebna jest wiara w Boga. Nie ma znaczenia jak ma na imię Bóg.
Ważniejsze jest, że zawsze mamy obok kogoś, na kim można oprzeć
się w momencie kryzysowym. Zwierzyć się z najcięższych
grzechów, opowiedzieć o najstraszniejszych obawach,
odkryć najskrytsze pragnienia.
Że co? Że przyjaciele są
od tego? Jeszcze nie spotkałam nikogo, kto
byłby w stanie ''unieść'' tyle, ile Bóg ''unieść'' potrafi.
I robi On to bez zbędnych komentarzy.
Kiedy tak o tym myślę,
przypomina mi się teza, którą ''wymyślił'' pewien filozof,
według której to nie Bóg stworzył człowieka na swoje
podobieństwo, ale to człowiek sobie tworzy Boga. Bo
niestety tak już my ludzie mamy, że doskonali nie jesteśmy
i choćby nie wiem jak bardzo przyjaciele bliscy byli, to każdy
ma coś za uszami, coś o czym tylko Bóg może wiedzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jako, że ostatnio trochę spamu się pokazuje, postanowiłam, że zanim się komentarz pokaże na stronie to go najpierw sprawdzę. Taka sytuacja. Pozdrawiam ciepło. Brydzia.