Moim skromnym zdaniem
Tak sobie myślałam, popijając moją
kawę oczywiście...
Mówią, że kobiety nie od myślenia
są. Trochę prawdy w tym jest. Bo zamiast szorować podłogi
i koszule prasować, zamiast kotlety smażyć i ciasta na
niedzielę piec, to ja czytam, kminię i piszę. A im
więcej czytam, żeby sobie wyjaśnić to czy owo, tym więcej pytań
się w głowie pojawia. I naprawdę doskonale rozumiem
Sokratesa, który powiedział: "wiem, że nic nie wiem".
Ja też tak mam.
Kiedyś, dawno temu, byłam przekonana,
że gdzieś "tam", wysoko nad chmurami, siedzi na tronie
dziadziuś z białą brodą, otoczony miękkimi chmurami
i śpiewającymi aniołami. Ale poszłam do szkoły, w której
usłyszałam, że nad chmurami to nie ma żadnych zamków ze złotym
tronem. Nie jest pusto, ale zamków nie ma. Mój umysł (jeszcze
niedojrzały) musiał się nieźle nagimnastykować, żeby dla
Boga miejsce zrobić. I się to jakoś poukładało, ale nie na
zawsze.
Przez długie lata, nie miałam
problemów, ale nagle zachciało mi się czytać. I to na
dodatek o filozofach. I masz babo placek (i to wcale
nie taki niedzielny). Jakiś osiemnastowieczny myśliciel sobie
wykombinował, że Boga to sobie ludzie wymyślili. Mało tego:
pisze o tym tak rzeczowo, że kurcze ciężko z nim
polemizować.
No i dylemat: gdzie jest Bóg, czy
Bóg stworzył człowieka i – najważniejsze – czy
Bóg istnieje.
Z jednej strony jest tak, jak większość
osób twierdzi: wiara w kogoś mądrego, wszechmocnego i dobrego
dodaje nam skrzydeł, podnosi na duchu w czasie kryzysu, pomaga
zachować nadzieję, że będzie lepiej. Z drugiej strony
wiem, bo mnie tego w szkole uczyli, że najpierw były
małpy, później jakieś małpoludy i dopiero wtedy, jakieś
dwieście tysięcy lat temu, pojawił się człowiek. A z człowiekiem
wiara w coś nadprzyrodzonego. I że jak? Że niby
taki zarośnięty, z listkiem na dupsku, chodził wśród tych
mamutów i myślał sobie: "och jakiego mam doła, Boga jakiegoś
sobie wymyślę"? I miał nadzieję, że już nigdy mu
smutno nie będzie? A gdy chandra znów go dopadła później,
to pomyślał, że trzeba Bogu coś dać (bo wiadomo: za darmo nic
nie ma). I dał Bogu w ofierze całego mamuta, żeby już
nigdy mu smutno nie było? Pewnie całe plemię krzyczało wniebogłosy, że marnuje jedzenie. Ale co tam. Pierwotny
z liściem zamiast spodni wiedział, co Bogu trzeba.
Może tak było.
A może nie.
Być może ludzie wymyślili sobie te
wszystkie opowieści o bogach, żeby mieć wzorzec do naśladowania,
żeby wiedzieć jak się zachować w takiej czy innej sytuacji?
Człowiek, nie oszukujmy się, jest
istotą niedoskonałą. Robimy błędy. Nie raz słyszałam,
że mylić się to rzecz ludzka. A Bóg zawsze wie jak
postąpić. Zawsze sprawiedliwie oceni każdego. Bóg jest miłością
mówi się. A człowiek człowiekowi wilkiem. Bóg wybacza błędy. A
człowiek na człowieka do sądu, a jak nie po jego myśli to
apelację złoży, albo przyłoży w zęby.
I jak sobie tak myślałam, to
doszłam do wniosku, że nasz Bóg, ten z Biblii, to się zmieniał
razem z potrzebami ludzi.
Na początku Starego Testamentu Bóg
jest kochającym, ale srogim ojcem. Takim co klapsa da, kiedy dziecko
niegrzeczne, takim co pogrozi obcym, którzy chcą skrzywdzić jego
dzieci.
Ale taka była potrzeba chwili. Ludzie
wyrzynali się wzajemnie z błahych powodów, życie nie było łatwe
(chyba, no bo nie wyobrażam sobie, jak mogli żyć bez Facebooka).
Żeby zachować bezpieczeństwo, trzeba było, żeby członkowie
społeczności wiedzieli co robić. Co robić? No to, czego Bóg
uczył. Walczyć z nieprzyjaciółmi, brać w niewolę kogo
się da, zapładniać kobiety i się rozmnażać. A później
się uspokoiło. I Bóg zmienił podejście. Zaczął uczyć jak
należy zachowywać się, żeby przypadkiem nikt nie zapomniał do
jakiej społeczności należy. Żeby zachować spójność i żeby
naród rósł w siłę. Bóg uczył praw, rozdzielał
obowiązki. Podpowiadał co jeść i kiedy się myć. Każdy
wiedział, gdzie jego miejsce. I przyszedł kryzys. I pojawił się nowy
wróg. Tym razem był tak silny, że Bóg postanowił, że wypada
nowego wroga uszanować, że to jedyny sposób, by społeczeństwo
zachowało tożsamość. ''Oddajcie tedy, co jest cesarskiego,
cesarzowi, a co jest bożego Bogu'' (Mt 22, 21).
Bóg to 'idea', 'pojęcie'. Tak jak
życie, tak jak czas. Nie można zobaczyć, nie można dotknąć. Ale
wszyscy tego doświadczają. 'Myśl' istniejąca, realna, prawdziwa.
Pewien filozof twierdził, że to
ludzie stworzyli Boga na swoje podobieństwo, a nie Bóg ludzi.
Ale to częściowa prawda – moim skromnym zdaniem.
Bóg jest wzorcem do naśladowania. W
ten sposób Bóg stworzył człowieka (i dzieło tworzenia nadal
trwa). Jednak zasady którymi kieruje się Bóg, nadali ludzie.
Wartości, które Bóg ''przekazuje'' stworzyli ludzie – w ten
sposób ludzie stworzyli Boga. Boga nie byłoby bez ludzi, ludzi nie
byłoby bez Boga. Nie możemy bez siebie istnieć.
Czy należy Boga czcić? A czy nie
szanujemy życia? A czy nie traktujemy poważnie czasu? Mimo,
że to tylko 'idee', rzeczy absolutnie przecież niematerialne,
podchodzimy do nich z szacunkiem i respektem. Dlaczego wobec
tego nie szanować Boga? Z resztą. Czy nie mówi się,
że należy żyć zgodnie ze swoimi wartościami? Może byłoby
fajnie, gdyby wartości wszystkich były takie same, były takie,
jakich ''wymaga'' od nas Bóg? Przynajmniej te najważniejsze
wartości.
Czyli Bóg istnieje?
Generalnie zawsze byłam przekonana (i
nadal jestem), że tak. Tyle, że zmienia się, tak jak
się zmieniał od początku świata. Już nie nakazuje nam
unikać wieprzowiny, czy jeść kwaśnego chleba tylko w takie
a nie inne dni roku. Teraz uczy nas kochać i szanować innych,
wszystkich, bez wyjątku. ''Jeśli cię ktoś uderzy w prawy
policzek, nadstaw mu i drugi'' (Mt 5,39).
Bóg jest uosobieniem wartości
uniwersalnych. To jest ta nieszczęsna MORALNOŚĆ, której nam
nadal brakuje. Chociaż nadal sporo ludzi deklaruje wiarę w Boga, to
chyba nie wielu żyje według Jego zasad. Na straży moralności nie
powinno stać prawo, ale serce. Nie boimy się Boga, boimy się
policji... oszukujemy na podatkach, nagminnie kłamiemy, robimy sobie
na złość. Pewnie, gdyby nie strach przed sądem to i w zęby
nie jeden by dostał, ot tak zwyczajnie, bo zbyt głośno wieczorem
disco-polo słuchał.
W rzekach musi upłynąć sporo wody,
żeby się to zmieniło.
Ale czy się zmieni na lepsze?
Hmm... prognozy są różne, niestety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jako, że ostatnio trochę spamu się pokazuje, postanowiłam, że zanim się komentarz pokaże na stronie to go najpierw sprawdzę. Taka sytuacja. Pozdrawiam ciepło. Brydzia.