*tłustym drukiem zaznaczyłam cytaty
z książki
''Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie
ludzi''
Dale Carnegie
Dale Carnegie
Jednym słowem: uprzejmość
Tak sobie myślałam (popijając moją
kawę oczywiście), skąd u nas ludzi taka potrzeba ustawicznego
kształcenia. Zastawiałam się, czy można dać jednoznaczną
odpowiedź.
Chcemy być mądrzejsi.
Ale po co? Żeby sobie życie ułatwiać?
Być może...
Znajomość działania jakiegoś
urządzenia, albo umiejętność robienia na drutach w pewnym
stopniu ułatwia życie. Ale po co komu wiedza o tym, z jaką
prędkością światło się przemieszcza? Albo wiedza o budowie
atomu na co komu potrzebna? Nie każdy przecież chce zbudować bombę
atomową... (mam nadzieję).
Chłoniemy nowe wiadomości, żeby życie
było łatwiejsze. A czy jest? Bo moje nie zawsze.
Na przykład: czytałam ostatnio sporo
na temat snu i generalnie jest mi ciężej. Z książki
dowiedziałam się, jak działa mózg, po co śpimy, co się
dzieje w głowie podczas snu. Okazuje się, że każdy ma
specyficzny dobowy zegar, że hormony się wydzielają
odpowiednie, że fazy snu takie i owakie... Mało tego –
ja wiem, jak mój zegar działa, wiem, że aby się wyspać,
powinnam spać do ósmej trzydzieści (w zależności, czy letni
czas, czy zimowy). Jednak jestem uzależniona od godzin wyznaczonych
przez moją firmę i przez szkołę Bąbla. Wiedza o tym,
że nie mogę tego zmienić, wcale mi życia nie ułatwiła,
wręcz przeciwnie. Z trudnością akceptuję to, co jeszcze
niedawno było dla mnie bez znaczenia. Wcześniej byłam pewna,
że uda mi się "odespać" w weekend. A to
tak nie działa.
Kurczę, książek mi się
zachciało!
Nie zawsze jest tak, że wiedza
o czymś ułatwia życie. No to po co wiedzieć więcej?
Czy należy się uczyć, żeby
więcej pieniędzy mieć?
No nikt mi nie wmówi, że TRZEBA.
Większa wiedza to jest jakieś ułatwienie, ale to nie warunek.
Jeśli byłabym fryzjerką, to po co mi wiedza z zakresu fizyki
kwantowej? Fryzjerka powinna posiadać wiedzę o tym, jak włosy
są zbudowane, musi wiedzieć co sprawia, że tracą kolor,
wysychają, wypadają. To na pewno pomogło by mi zarobić więcej.
Ale fakt, że znam wszystkie nazwy planet Układu Słonecznego,
wiem, ile księżyców ma Saturn i znam datę zderzenia Drogi
Mlecznej z najbliższą galaktyką, niespecjalnie mi jako
fryzjerce pomoże (no, chyba że klient ''wymagający''
i wyłącznie o astrofizyce gada). No i wszyscy chyba
wiedzą, ile może zarobić kasjerka z um... (tu wpisać nazwę
ulubionego marketu... no wiadomo). Nawet ta, która może
pochwalić się dyplomem filozofii.
Nie trzeba dużo wiedzieć, żeby dużo
zarabiać.
Dlaczego więc, jest taki nacisk na
zdobywanie wiedzy? Dlaczego ludzie chcą więcej wiedzieć?
Olśnienie przyszło w czasie
czytania innej książki (bo czytać nie przestałam, mimo, że mam
problem po tej o spaniu).
Chcemy wiedzieć więcej nie po to,
żeby ułatwiać życie sobie, nie po to, żeby sprawić aby
innym się życie poprawić, nawet nie po to, żeby tych
pieniędzy było więcej. Te powody to wymówki, wykręty.
Z prawdziwego powodu prawdopodobnie mało kto sobie zdaje
sprawę. To coś jak oddychanie. To jedna z podstawowych potrzeb
każdego. To również coś, do czego mało kto się przyzna,
jeśli już w końcu zda sobie sprawę co to jest. Tak nas
uczono; przynajmniej większość z nas. To ten sam powód dla
którego ''chcesz nosić najnowsze style, jeździć najnowszymi
samochodami i rozmawiać o swoich błyskotliwych
dzieciach.''
Jeden z amerykańskich filozofów,
John Dewey, był zdania, że ''najgłębszym pragnieniem
ludzkiej natury jest pragnienie bycia ważnym''. Każdy stara się być ważniejszy
od innych. Jeśli ktokolwiek będzie się starał przekonać mnie, że ten
Jankes nie miał racji, to powodzenia.
Zastanawiałam się, jak to jest
w przypadku, tych jeszcze ''nie do końca ucywilizowanych''
plemion, na przykład w lasach Amazonii. Członkowie tych
plemion też przecież robią co w ich mocy, żeby sobie na
szacunek i poważanie zarobić. Pewnie nie jeden ojciec chce
wydać córkę za syna wodza, albo nawet sam tym wodzem zostać.
Takiemu to się dopiero kłaniają.
Fakt. Spełnienie poczucia, że jest się
ważnym, stoi na dalszej pozycji podstawowych potrzeb człowieka. Ale
nie wydaje mi się, że przez to jest mniej ważne.
Chcemy być żywi – ''zdrowie
i zachowanie życia'', podstawowa potrzeba. Obecnie nie jest to
chyba aż takim problemem, jak na przykład pięćset, czy tysiąc
lat temu.
''Jedzenie'' – bez komentarza, może nie
zawsze sto procent zdrowe, ale dostępne.
''Sen'' – no cóż, zbyt mało (książka
o spaniu!), ale większość z nas ogranicza sen z własnej
woli – zamiast oglądać serial, to się połóż spać!
''Pieniądze i rzeczy, które możemy
kupić''. Tak, wszyscy narzekają na brak pieniędzy, szczególnie po
tym, jak ''wydali pieniądze, których nie mieli, na rzeczy, których
nie potrzebują, żeby zrobić wrażenie na tych, których nie
lubią''.
''Dobre samopoczucie dzieci'' – Bąble
zdrowe i szczęśliwe, najedzone i czyste, mają gdzie
spać, czym się bawić i odpowiednie miejsce do zabawy,
jeśli to wszystko zapewnione, wówczas zaczynamy myśleć o sobie...
Ach o seksie zapomniałam –
reprodukcja. Trzeba zadbać, aby te dzieci były.
Wcześniej wydawało mi się,
że potrzeba bycia ważnym, to coś, co wykracza już poza
granicę tych pierwotnych pragnień, że nie chodzi o fizyczne,
materialne podejście do życia. Ale im dłużej o tym myślę...
Wszystko się ze sobą zazębia. Każda z tych potrzeb
opiera się jedna o drugą. Po to, aby mieć dzieci (seks),
trzeba być ważnym (trzeba znaleźć odpowiedniego partnera). Żeby
być ważnym, to trzeba być żywym. Żeby być żywym, trzeba jeść.
Żeby lepiej jeść, trzeba być ważnym. Można by tak bez końca.
Latamy na księżyc, mieszkamy na orbicie i nadal nie potrafimy sobie poradzić z zapewnieniem
każdemu podstawowych potrzeb! Spełnianie ich (nie wszystkich)
wymaga nakładów finansowych (bo jak inaczej zabezpieczyć
wszystkim odpowiednią ilość jedzenia lub miejsce do spania),
jednak żeby dać innej osobie poczucie, że jest ważna, nie
trzeba wydawać pieniędzy. Wystarczy zwrócić uwagę na to, jak ze
sobą rozmawiamy, czy traktujemy tego kogoś z szacunkiem, czy
w odpowiednim momencie słychać od nas przepraszam, proszę,
dziękuję. Jednym słowem: UPRZEJMOŚĆ. To nic nie kosztuje.
Problem też jest taki, że jeszcze
sporo ludzi zapomina, że każdy ma inne wartości. Dla jednych
ważnym osiągnięciem będzie napisanie książki, dla kogo innego
samodzielnie wykonany stół, jeszcze kto inny będzie czuł się
dumny, jeśli wymyśli nowy wzór dziewiarski. I kiedy te trzy
osoby się spotkają to nikt na nikim nie zrobi wrażenia. Żadna
z tych osób nie poczuje się doceniona. Zaistnieć może
nawet sytuacja, że będą siebie lekceważyć. No bo co to za
osiągnięcie napisać książkę? Zrobić stół – to jest coś!
Być może dlatego, niektórzy mają
problem ze znalezieniem prawdziwych przyjaciół.
A gdyby tak inaczej spojrzeć na
osiągnięcia innych osób? Może warto pomyśleć ile cierpliwości
miała osoba, która dzień w dzień siadała do pisania, ile
samozaparcia miał ten ktoś, który z kawałków drewna sklecił
prawdziwy stół, jakim uporem musiała się wykazać osoba,
która dziergała, pruła i dziergała ponownie, żeby nowy wzór
dziewiarski dopracować?
Może nie doceniać tego CO, ale to
JAK? Wyobrazić sobie, co ja mogłabym osiągnąć, gdybym z takim
uporem, wytrwałością i samozaparciem..?
I przypomniało mi się, jak
koleżanka chwaliła się nowymi paznokciami, a ja na końcu
języka miałam ''pokaż mi zdjęcia z wyprawy na Everest, to się
będę zachwycać''. Ugryzłam się w język i wyszło
coś w rodzaju ''WOW''.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jako, że ostatnio trochę spamu się pokazuje, postanowiłam, że zanim się komentarz pokaże na stronie to go najpierw sprawdzę. Taka sytuacja. Pozdrawiam ciepło. Brydzia.