poniedziałek

27 dzień maja


*tłustym drukiem zaznaczyłam cytaty z książki
''Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi''
Dale Carnegie


Jednym słowem: uprzejmość


Tak sobie myślałam (popijając moją kawę oczywiście), skąd u nas ludzi taka potrzeba ustawicznego kształcenia. Zastawiałam się, czy można dać jednoznaczną odpowiedź.
Chcemy być mądrzejsi.
Ale po co? Żeby sobie życie ułatwiać? Być może...

Znajomość działania jakiegoś urządzenia, albo umiejętność robienia na drutach w pewnym stopniu ułatwia życie. Ale po co komu wiedza o tym, z jaką prędkością światło się przemieszcza? Albo wiedza o budowie atomu na co komu potrzebna? Nie każdy przecież chce zbudować bombę atomową... (mam nadzieję).

Chłoniemy nowe wiadomości, żeby życie było łatwiejsze. A czy jest? Bo moje nie zawsze.
Na przykład: czytałam ostatnio sporo na temat snu i generalnie jest mi ciężej. Z książki dowiedziałam się, jak działa mózg, po co śpimy, co się dzieje w głowie podczas snu. Okazuje się, że każdy ma specyficzny dobowy zegar, że hormony się wydzielają odpowiednie, że fazy snu takie i owakie... Mało tego – ja wiem, jak mój zegar działa, wiem, że aby się wyspać, powinnam spać do ósmej trzydzieści (w zależności, czy letni czas, czy zimowy). Jednak jestem uzależniona od godzin wyznaczonych przez moją firmę i przez szkołę Bąbla. Wiedza o tym, że nie mogę tego zmienić, wcale mi życia nie ułatwiła, wręcz przeciwnie. Z trudnością akceptuję to, co jeszcze niedawno było dla mnie bez znaczenia. Wcześniej byłam pewna, że uda mi się "odespać" w weekend. A to tak nie działa.
Kurczę, książek mi się zachciało!

Nie zawsze jest tak, że wiedza o czymś ułatwia życie. No to po co wiedzieć więcej?

Czy należy się uczyć, żeby więcej pieniędzy mieć?
No nikt mi nie wmówi, że TRZEBA. Większa wiedza to jest jakieś ułatwienie, ale to nie warunek. Jeśli byłabym fryzjerką, to po co mi wiedza z zakresu fizyki kwantowej? Fryzjerka powinna posiadać wiedzę o tym, jak włosy są zbudowane, musi wiedzieć co sprawia, że tracą kolor, wysychają, wypadają. To na pewno pomogło by mi zarobić więcej. Ale fakt, że znam wszystkie nazwy planet Układu Słonecznego, wiem, ile księżyców ma Saturn i znam datę zderzenia Drogi Mlecznej z najbliższą galaktyką, niespecjalnie mi jako fryzjerce pomoże (no, chyba że klient ''wymagający'' i wyłącznie o astrofizyce gada). No i wszyscy chyba wiedzą, ile może zarobić kasjerka z um... (tu wpisać nazwę ulubionego marketu... no wiadomo). Nawet ta, która może pochwalić się dyplomem filozofii.
Nie trzeba dużo wiedzieć, żeby dużo zarabiać.

Dlaczego więc, jest taki nacisk na zdobywanie wiedzy? Dlaczego ludzie chcą więcej wiedzieć?

Olśnienie przyszło w czasie czytania innej książki (bo czytać nie przestałam, mimo, że mam problem po tej o spaniu).
Chcemy wiedzieć więcej nie po to, żeby ułatwiać życie sobie, nie po to, żeby sprawić aby innym się życie poprawić, nawet nie po to, żeby tych pieniędzy było więcej. Te powody to wymówki, wykręty. Z prawdziwego powodu prawdopodobnie mało kto sobie zdaje sprawę. To coś jak oddychanie. To jedna z podstawowych potrzeb każdego. To również coś, do czego mało kto się przyzna, jeśli już w końcu zda sobie sprawę co to jest. Tak nas uczono; przynajmniej większość z nas. To ten sam powód dla którego ''chcesz nosić najnowsze style, jeździć najnowszymi samochodami i rozmawiać o swoich błyskotliwych dzieciach.''
Jeden z amerykańskich filozofów, John Dewey, był zdania, że ''najgłębszym pragnieniem ludzkiej natury jest pragnienie bycia ważnym''. Każdy stara się być ważniejszy od innych. Jeśli ktokolwiek będzie się starał przekonać mnie, że ten Jankes nie miał racji, to powodzenia.

Zastanawiałam się, jak to jest w przypadku, tych jeszcze ''nie do końca ucywilizowanych'' plemion, na przykład w lasach Amazonii. Członkowie tych plemion też przecież robią co w ich mocy, żeby sobie na szacunek i poważanie zarobić. Pewnie nie jeden ojciec chce wydać córkę za syna wodza, albo nawet sam tym wodzem zostać. Takiemu to się dopiero kłaniają.

Fakt. Spełnienie poczucia, że jest się ważnym, stoi na dalszej pozycji podstawowych potrzeb człowieka. Ale nie wydaje mi się, że przez to jest mniej ważne.
Chcemy być żywi – ''zdrowie i zachowanie życia'', podstawowa potrzeba. Obecnie nie jest to chyba aż takim problemem, jak na przykład pięćset, czy tysiąc lat temu.
''Jedzenie'' – bez komentarza, może nie zawsze sto procent zdrowe, ale dostępne.
''Sen'' – no cóż, zbyt mało (książka o spaniu!), ale większość z nas ogranicza sen z własnej woli – zamiast oglądać serial, to się połóż spać!
''Pieniądze i rzeczy, które możemy kupić''. Tak, wszyscy narzekają na brak pieniędzy, szczególnie po tym, jak ''wydali pieniądze, których nie mieli, na rzeczy, których nie potrzebują, żeby zrobić wrażenie na tych, których nie lubią''.
''Dobre samopoczucie dzieci'' – Bąble zdrowe i szczęśliwe, najedzone i czyste, mają gdzie spać, czym się bawić i odpowiednie miejsce do zabawy, jeśli to wszystko zapewnione, wówczas zaczynamy myśleć o sobie...
Ach o seksie zapomniałam – reprodukcja. Trzeba zadbać, aby te dzieci były.

Wcześniej wydawało mi się, że potrzeba bycia ważnym, to coś, co wykracza już poza granicę tych pierwotnych pragnień, że nie chodzi o fizyczne, materialne podejście do życia. Ale im dłużej o tym myślę... Wszystko się ze sobą zazębia. Każda z tych potrzeb opiera się jedna o drugą. Po to, aby mieć dzieci (seks), trzeba być ważnym (trzeba znaleźć odpowiedniego partnera). Żeby być ważnym, to trzeba być żywym. Żeby być żywym, trzeba jeść. Żeby lepiej jeść, trzeba być ważnym. Można by tak bez końca.

Latamy na księżyc, mieszkamy na orbicie i nadal nie potrafimy sobie poradzić z zapewnieniem każdemu podstawowych potrzeb! Spełnianie ich (nie wszystkich) wymaga nakładów finansowych (bo jak inaczej zabezpieczyć wszystkim odpowiednią ilość jedzenia lub miejsce do spania), jednak żeby dać innej osobie poczucie, że jest ważna, nie trzeba wydawać pieniędzy. Wystarczy zwrócić uwagę na to, jak ze sobą rozmawiamy, czy traktujemy tego kogoś z szacunkiem, czy w odpowiednim momencie słychać od nas przepraszam, proszę, dziękuję. Jednym słowem: UPRZEJMOŚĆ. To nic nie kosztuje.

Problem też jest taki, że jeszcze sporo ludzi zapomina, że każdy ma inne wartości. Dla jednych ważnym osiągnięciem będzie napisanie książki, dla kogo innego samodzielnie wykonany stół, jeszcze kto inny będzie czuł się dumny, jeśli wymyśli nowy wzór dziewiarski. I kiedy te trzy osoby się spotkają to nikt na nikim nie zrobi wrażenia. Żadna z tych osób nie poczuje się doceniona. Zaistnieć może nawet sytuacja, że będą siebie lekceważyć. No bo co to za osiągnięcie napisać książkę? Zrobić stół – to jest coś!
Być może dlatego, niektórzy mają problem ze znalezieniem prawdziwych przyjaciół.

A gdyby tak inaczej spojrzeć na osiągnięcia innych osób? Może warto pomyśleć ile cierpliwości miała osoba, która dzień w dzień siadała do pisania, ile samozaparcia miał ten ktoś, który z kawałków drewna sklecił prawdziwy stół, jakim uporem musiała się wykazać osoba, która dziergała, pruła i dziergała ponownie, żeby nowy wzór dziewiarski dopracować?
Może nie doceniać tego CO, ale to JAK? Wyobrazić sobie, co ja mogłabym osiągnąć, gdybym z takim uporem, wytrwałością i samozaparciem..?

I przypomniało mi się, jak koleżanka chwaliła się nowymi paznokciami, a ja na końcu języka miałam ''pokaż mi zdjęcia z wyprawy na Everest, to się będę zachwycać''. Ugryzłam się w język i wyszło coś w rodzaju ''WOW''.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jako, że ostatnio trochę spamu się pokazuje, postanowiłam, że zanim się komentarz pokaże na stronie to go najpierw sprawdzę. Taka sytuacja. Pozdrawiam ciepło. Brydzia.