Ziemniak to ziemniak
Tak sobie myślałam, popijając moją
kawę oczywiście, że właściwie to czas zadbać o siebie
i kawkę wymienić na zieloną herbatkę albo oryginalną
herbatkę z ziółek.
Jakiś czas temu sporo czytałam na
temat zdrowego jedzonka. O zdrowych warzywach, najlepiej takich
z własnego ogródeczka, o nieskażonych pestycydami
owockach i skoczkach z nich wyciskanych. Nawet robiłam
własnoręcznie w domciu kremiki do buźki i różne takie
zdrowiutkie kosmetyki. Zdarzało mi się nawet stosować
absolutnie naturalne środki do mycia i sprzątania domku. No
sporo tego było. Niestety, to pochłania dużo czasu. Brakowało go
na odważanie, mierzenie i mieszanie tych wszystkich octów,
oczyszczonych sód, soczków z cytrynek... Zdecydowałam się
wówczas na powrót do dobrego domestosika i w domciu znów
pachnie czyściutko chlorkiem, aż wracają wspomnionka, jak to
w niedzielne poraneczki pływać mi kazano w baseniku na
Astorii.
***
No i tyle tego, dłużej nie mogę.
Tak naprawdę zastanawiałam się jak długo można tymi
zdrobnieniami w kolorze waty cukrowej. Nie mogę. To nie mój
język. W formie żartu – nie ma sprawy, ale wiem, że są
tacy, którzy tak na okrągło. Pazurki, fryzurki, buźki i kremiki.
Ziemniaczki, orzeszki, śliweczki, truskaweczki.
Ziemniak to ziemniak, do jasnej cholery
– pyra, kartofel – ok. Ale ziemniaczku to ja mogę do Bąbla,
chociaż nawet do niego nie zwracam Bąbelusiu (chyba, że chory
i ma wysoka temperaturę).
Zastanawiam się też, dlaczego
niektórzy tak zdrabniają. Czy to naturalny ich język, czy
wymuszona forma pochlebstwa. Wyobrażam sobie kłótnie, między
dwiema takimi:
— Ty stara fląderko!
— Co? Jak tyś mnie nazwała? Ty
głupiutka zdzirko. Żeby cię szlaczek jaśniuteńki w główeczkę
rabnusiął.
— Sama się uderz w łebek
puściutki. Tylko uważaj, żeby ci twoje doczepianusie (jak sie mówi
na te sztuczne włosy, co to je się doczepia pasmami?) nie
powypadały, bo ci już na główce własnych włosków niewiele
zostało!
Emocje nie do opanowania!
A wyobrażacie sobie książkę napisana
takim językiem? To by dopiero było!
"Czwartek, najlepszy dzień
tygodnia – dzień, w którym jak zwykle Francie była
usposobiona na tak. Ale tutaj, w studio z widokiem na
stację benzynową Dorchester, wznoszącą się na pobliskiej
wyspie, nie mogła się do tego dostroić. Fotorealistyczne
obrazy, gdzie materiałem był atrament, narzędziem rozpylacz,
a tematem ponure twarze bywalców galerii, wpatrujących się
w instalacje, wcale się jej nie podobały. Gdy
przyjrzała się im trochę lepiej, stanowiły coś w rodzaju
świetlnych komunikatów zasłoniętych drutem kolczastym
o krwistoczerwonych końcówkach; napisów, które mimo
niewielkich rozmiarów mogła odczytać, gdy jeszcze bardziej
wytężyła wzrok."
Peter Abrahams ''Zbrodnia doskonała''
"Czwarteczek, najlepszy dzionek
tygodniusia – dzionek, w którym jak zwykle Francie była
usposobiona na tak. Ale tutaj, w studiuniu z widoczkiem na
stacyjkę benzynową Dorchester, wznoszącą się na pobliskiej
wysepce, nie mogła się do tego dostroić. Fotorealistyczne
obrazeczki, gdzie materiałkiem był atramencik, narzędziem
rozpylaczyk, a temacikiem ponure twarzyczki bywalców galeryjki,
wpatrujących się w instalacyjki, wcale się jej nie
podobały. Gdy przyjrzała się im trochę lepiej, stanowiły
coś w rodzaju świetlnych komunikacików zasłoniętych
drucikiem kolczastym o krwistoczerwonych końcóweczkach;
napisików, które mimo niewielkich rozmiarów mogła odczytać, gdy
jeszcze bardziej wytężyła wzroczek."
Peter Abrahams ''Zbrodnia doskonała'', dla dzieci?
Nieźle, co? A jakby tak scenę
zbrodni?
Żeby konkretniej zbadać sprawę
zdrobnień wpisałam w Google: ''dlaczego ludzie używają
zdrobnień''. Jakież było moje zdziwionko, kiedy moje oczka
zobaczyły, że nie tylko mnie to wkurza. Na rany – to problem
na skalę ogólnopolską (ogólnoświatową, jeśli weźmiemy pod
uwagę Polaków mieszkających za granicą).
Zdrobnienia nie są złe, ale trzeba wiedzieć kiedy ich używać.
''Zdrobnienia bywają cudne i realizują
funkcję ekspresyjną języka. O zwykłym kocie możemy przecież
powiedzieć, że to koteczek, kociaczek albo kociak – zauważa
prof. Jan Miodek, językoznawca. – Ale wszystko najlepiej smakuje
z umiarem. A ludzie myślą, że bycie takim milutkim
zjedna im przychylność innych. Swoją drogą to znak czasu
kapitalizmu – nadmierna przymilność w stosunku do klienta.
Dialogi podczas porannych zakupów w sklepie bywają
rzeczywiście niewiarygodne.'' (polskatimes.pl)
Okazuje się, że nadmierne
stosowanie zdrobnień, to problem psychologiczny. ''Psychologowie
przywołują w takiej sytuacji model analizy transakcyjnej,
koncepcji stosunków międzyludzkich, stworzonej przez Erica Berne'a.
Według niej ludzie komunikują się z trzech poziomów:
rodzica, dorosłego lub dziecka. Dorosły to najbardziej zrównoważona
i racjonalna postawa. Rodzic posługuje się nakazami
i bywa apodyktyczny lub pobłażliwy. Nadużywanie zdrobnień,
chęć szybkiego wzbudzenia sympatii lub litości to z kolei
przykład występowania z pozycji dziecka. Tak można na
przykład w prosty sposób zamaskować swoje prawdziwe intencje
– wyjaśnia psycholog Mariusz Perlak.''(polskatimes.pl)
Zdrobnienia mogą też wynikać z tego,
jakiego żargonu (środowiskowa odmiana języka) ktoś używa. Z tego
co zrozumiałam, to zdrobnienia popularne są wśród CB-radiowców
i Warszawiaków. Wikipedia pisze, że ''jednym z elementów
dawnej gwary, dostrzeganym już w XIX wieku, a widocznym
w języku mieszkańców Warszawy także i współcześnie,
jest nadużywanie wszelkiego rodzaju zdrobnień. Niektórzy badacze
przypuszczają, że ich użycie miało w poczuciu
użytkowników gwary przydawać ich słownictwu elegancji,
uprzejmości lub wytworności, a także podkreślać uczuciową
więź z opisywanym obiektem. Taki sposób mówienia był przez
XIX-wieczną prasę wyszydzany i wyśmiewany, jednak i tak
wszedł na stałe do języka. Przykładowo 'Kurier Świąteczny'
z 1891 przytaczał słowa kelnera obliczającego rachunek
klienta restauracji: Pan dobrodziej miał wódeczkę, ósemeczkę
kawiorku, kotlecik z kartofelkamy, ćwiarteczkę porterku – to
razem 3 rubelki i 27 kopiejeczek''.
Jeżeli chodzi o użytkowników
CB-radio (kierowców) to nie wydaje mi się, że zdrobnienia są
oznaką infantylności, czy chęci przypodobania się
komukolwiek. Chociaż... Wikipedia podaje, że policjanci
w slangu ''mobilków'' (kierowców z CB-radio) to miśki, a ci z inspekcji
ruchu drogowego to krokodylki.
Nie mam nic przeciwko zdrobnieniom
używanych się w rozmowach z dziećmi, albo
o dzieciach. Ale uwaga! Umiar!
Autorka bloga Mama pod prąd pisze:
''widząc dziecko lub pisząc o dziecku (jakkolwiek by
małe nie było) nie włącza mi się akcja zdrabniania każdego
rzeczownika, jak leci. Nóżka, pupcia, rączka, dupcia. ;-) Owszem,
części ciała... ehem... ciałka (sic!) niemowlęcia są małe
i czasem nawet ja użyję zdrobnienia, ale na pewno małe już
nie są choćby jego... kupy. Dlatego nie zdarzyło mi się
jeszcze o nich powiedzieć 'kupeczka'. Wydaje mi się, że samą
kupę by takie określenie rozśmieszyło.''
Proszę mnie źle nie zrozumieć. To
nie jest tak, że zdrobnień nie używam. Czasami trzeba. Żeby
było weselej, żeby rozluźnić napięcie, żeby – no nie wiem co
jeszcze. W rozmowie z koleżanką powiem, że ''przecież
kocham pieniążki'', ale w banku poproszę o wypłatę
pieniędzy. Nie szmalu, nie kasy, nie pieniążków, ale pieniędzy. Później płacę tymi pieniędzmi za chleb, kiełbasę i ogórki. Ewentualnie kupię sobie jakiegoś pączusia, bo trzeba znać granicę, trzeba zachować
balansik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jako, że ostatnio trochę spamu się pokazuje, postanowiłam, że zanim się komentarz pokaże na stronie to go najpierw sprawdzę. Taka sytuacja. Pozdrawiam ciepło. Brydzia.