czwartek

30 dzień maja


Ziemniak to ziemniak


Tak sobie myślałam, popijając moją kawę oczywiście, że właściwie to czas zadbać o siebie i kawkę wymienić na zieloną herbatkę albo oryginalną herbatkę z ziółek.
Jakiś czas temu sporo czytałam na temat zdrowego jedzonka. O zdrowych warzywach, najlepiej takich z własnego ogródeczka, o nieskażonych pestycydami owockach i skoczkach z nich wyciskanych. Nawet robiłam własnoręcznie w domciu kremiki do buźki i różne takie zdrowiutkie kosmetyki. Zdarzało mi się nawet stosować absolutnie naturalne środki do mycia i sprzątania domku. No sporo tego było. Niestety, to pochłania dużo czasu. Brakowało go na odważanie, mierzenie i mieszanie tych wszystkich octów, oczyszczonych sód, soczków z cytrynek... Zdecydowałam się wówczas na powrót do dobrego domestosika i w domciu znów pachnie czyściutko chlorkiem, aż wracają wspomnionka, jak to w niedzielne poraneczki pływać mi kazano w baseniku na Astorii.
***
No i tyle tego, dłużej nie mogę. Tak naprawdę zastanawiałam się jak długo można tymi zdrobnieniami w kolorze waty cukrowej. Nie mogę. To nie mój język. W formie żartu – nie ma sprawy, ale wiem, że są tacy, którzy tak na okrągło. Pazurki, fryzurki, buźki i kremiki. Ziemniaczki, orzeszki, śliweczki, truskaweczki.
Ziemniak to ziemniak, do jasnej cholery – pyra, kartofel – ok. Ale ziemniaczku to ja mogę do Bąbla, chociaż nawet do niego nie zwracam Bąbelusiu (chyba, że chory i ma wysoka temperaturę).

Zastanawiam się też, dlaczego niektórzy tak zdrabniają. Czy to naturalny ich język, czy wymuszona forma pochlebstwa. Wyobrażam sobie kłótnie, między dwiema takimi:

— Ty stara fląderko!
— Co? Jak tyś mnie nazwała? Ty głupiutka zdzirko. Żeby cię szlaczek jaśniuteńki w główeczkę rabnusiął.
— Sama się uderz w łebek puściutki. Tylko uważaj, żeby ci twoje doczepianusie (jak sie mówi na te sztuczne włosy, co to je się doczepia pasmami?) nie powypadały, bo ci już na główce własnych włosków niewiele zostało!

Emocje nie do opanowania!

A wyobrażacie sobie książkę napisana takim językiem? To by dopiero było!

"Czwartek, najlepszy dzień tygodnia – dzień, w którym jak zwykle Francie była usposobiona na tak. Ale tutaj, w studio z widokiem na stację benzynową Dorchester, wznoszącą się na pobliskiej wyspie, nie mogła się do tego dostroić. Fotorealistyczne obrazy, gdzie materiałem był atrament, narzędziem rozpylacz, a tematem ponure twarze bywalców galerii, wpatrujących się w instalacje, wcale się jej nie podobały. Gdy przyjrzała się im trochę lepiej, stanowiły coś w rodzaju świetlnych komunikatów zasłoniętych drutem kolczastym o krwistoczerwonych końcówkach; napisów, które mimo niewielkich rozmiarów mogła odczytać, gdy jeszcze bardziej wytężyła wzrok."
Peter Abrahams ''Zbrodnia doskonała''

"Czwarteczek, najlepszy dzionek tygodniusia – dzionek, w którym jak zwykle Francie była usposobiona na tak. Ale tutaj, w studiuniu z widoczkiem na stacyjkę benzynową Dorchester, wznoszącą się na pobliskiej wysepce, nie mogła się do tego dostroić. Fotorealistyczne obrazeczki, gdzie materiałkiem był atramencik, narzędziem rozpylaczyk, a temacikiem ponure twarzyczki bywalców galeryjki, wpatrujących się w instalacyjki, wcale się jej nie podobały. Gdy przyjrzała się im trochę lepiej, stanowiły coś w rodzaju świetlnych komunikacików zasłoniętych drucikiem kolczastym o krwistoczerwonych końcóweczkach; napisików, które mimo niewielkich rozmiarów mogła odczytać, gdy jeszcze bardziej wytężyła wzroczek."
Peter Abrahams ''Zbrodnia doskonała'', dla dzieci?

Nieźle, co? A jakby tak scenę zbrodni?

Żeby konkretniej zbadać sprawę zdrobnień wpisałam w Google: ''dlaczego ludzie używają zdrobnień''. Jakież było moje zdziwionko, kiedy moje oczka zobaczyły, że nie tylko mnie to wkurza. Na rany – to problem na skalę ogólnopolską (ogólnoświatową, jeśli weźmiemy pod uwagę Polaków mieszkających za granicą).

Zdrobnienia nie są złe, ale trzeba wiedzieć kiedy ich używać.

''Zdrobnienia bywają cudne i realizują funkcję ekspresyjną języka. O zwykłym kocie możemy przecież powiedzieć, że to koteczek, kociaczek albo kociak – zauważa prof. Jan Miodek, językoznawca. – Ale wszystko najlepiej smakuje z umiarem. A ludzie myślą, że bycie takim milutkim zjedna im przychylność innych. Swoją drogą to znak czasu kapitalizmu – nadmierna przymilność w stosunku do klienta. Dialogi podczas porannych zakupów w sklepie bywają rzeczywiście niewiarygodne.'' (polskatimes.pl)

Okazuje się, że nadmierne stosowanie zdrobnień, to problem psychologiczny. ''Psychologowie przywołują w takiej sytuacji model analizy transakcyjnej, koncepcji stosunków międzyludzkich, stworzonej przez Erica Berne'a. Według niej ludzie komunikują się z trzech poziomów: rodzica, dorosłego lub dziecka. Dorosły to najbardziej zrównoważona i racjonalna postawa. Rodzic posługuje się nakazami i bywa apodyktyczny lub pobłażliwy. Nadużywanie zdrobnień, chęć szybkiego wzbudzenia sympatii lub litości to z kolei przykład występowania z pozycji dziecka. Tak można na przykład w prosty sposób zamaskować swoje prawdziwe intencje – wyjaśnia psycholog Mariusz Perlak.''(polskatimes.pl)

Zdrobnienia mogą też wynikać z tego, jakiego żargonu (środowiskowa odmiana języka) ktoś używa. Z tego co zrozumiałam, to zdrobnienia popularne są wśród CB-radiowców i Warszawiaków. Wikipedia pisze, że ''jednym z elementów dawnej gwary, dostrzeganym już w XIX wieku, a widocznym w języku mieszkańców Warszawy także i współcześnie, jest nadużywanie wszelkiego rodzaju zdrobnień. Niektórzy badacze przypuszczają, że ich użycie miało w poczuciu użytkowników gwary przydawać ich słownictwu elegancji, uprzejmości lub wytworności, a także podkreślać uczuciową więź z opisywanym obiektem. Taki sposób mówienia był przez XIX-wieczną prasę wyszydzany i wyśmiewany, jednak i tak wszedł na stałe do języka. Przykładowo 'Kurier Świąteczny' z 1891 przytaczał słowa kelnera obliczającego rachunek klienta restauracji: Pan dobrodziej miał wódeczkę, ósemeczkę kawiorku, kotlecik z kartofelkamy, ćwiarteczkę porterku – to razem 3 rubelki i 27 kopiejeczek''.
Jeżeli chodzi o użytkowników CB-radio (kierowców) to nie wydaje mi się, że zdrobnienia są oznaką infantylności, czy chęci przypodobania się komukolwiek. Chociaż... Wikipedia podaje, że policjanci w slangu ''mobilków'' (kierowców z CB-radio)  to miśki, a ci z inspekcji ruchu drogowego to krokodylki.

Nie mam nic przeciwko zdrobnieniom używanych się w rozmowach z dziećmi, albo o dzieciach. Ale uwaga! Umiar!

Autorka bloga Mama pod prąd pisze:
''widząc dziecko lub pisząc o dziecku (jakkolwiek by małe nie było) nie włącza mi się akcja zdrabniania każdego rzeczownika, jak leci. Nóżka, pupcia, rączka, dupcia. ;-) Owszem, części ciała... ehem... ciałka (sic!) niemowlęcia są małe i czasem nawet ja użyję zdrobnienia, ale na pewno małe już nie są choćby jego... kupy. Dlatego nie zdarzyło mi się jeszcze o nich powiedzieć 'kupeczka'. Wydaje mi się, że samą kupę by takie określenie rozśmieszyło.''

Proszę mnie źle nie zrozumieć. To nie jest tak, że zdrobnień nie używam. Czasami trzeba. Żeby było weselej, żeby rozluźnić napięcie, żeby – no nie wiem co jeszcze. W rozmowie z koleżanką powiem, że ''przecież kocham pieniążki'', ale w banku poproszę o wypłatę pieniędzy. Nie szmalu, nie kasy, nie pieniążków, ale pieniędzy. Później płacę tymi pieniędzmi za chleb, kiełbasę i ogórki. Ewentualnie kupię sobie jakiegoś pączusia, bo trzeba znać granicę, trzeba zachować balansik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jako, że ostatnio trochę spamu się pokazuje, postanowiłam, że zanim się komentarz pokaże na stronie to go najpierw sprawdzę. Taka sytuacja. Pozdrawiam ciepło. Brydzia.