czwartek

2 dzień maja

Pewność siebie
''Jest tylko jedna droga do szczęścia:
przestać się martwić rzeczami,
na które nie masz wpływu.''
Epiktet

Odpowiedzialność za swoje życie


Tak sobie myślałam (popijając moją kawę oczywiście), o tym, co napisała Pani Załug o następnym (siódmym) filarze pewności siebie.
"Filar 7 – odpowiedzialność za własne życie – czy mogę zmienić to, co mnie irytuje?"
No właśnie. Odpowiedzialność za siebie kojarzyła mi się zawsze z braniem winy na siebie w obliczu niepowodzeń, przyznawaniem się do błędów. "Muszę poprawić, muszę ulepszyć, muszę się bardziej postarać". Życie nie raz pokazało mi, że to nie zawsze tylko i wyłącznie moja wina, że coś mi nie wyszło... ale to inna historia.
Według pani Załug odpowiedzialność za swoje życie to przysłowiowe "branie byka za rogi".
Zdarza się tak, że nie odpowiada mi taka czy inna sytuacja i tylko ode mnie zależy, co z tym zrobię. Rozpaczanie i narzekanie nic nie zmieni. Trzeba akcji żeby cokolwiek zmienić. I to akcji konkretnej, stanowczej, konsekwentnej.
Są takie strefy życia, w obrębie których przychodzi to łatwo, są też takie, że sama myśl o zmianach przychodzi z trudnością. Dla każdego to będzie co innego, bo każdy ma inne priorytety, inne wartości.
Nie podoba się w pracy – stresująca, no ale dobrze płacą. Jeśli priorytetem jest komfort psychiczny – pracę zmieniam, jeśli pieniądze – zostaję. Trzeba wybrać i trzeba ponieść konsekwencje tego wyboru. Może oczywiście zdarzyć się tak, że nowa praca będzie lepiej płatna i mniej stresująca. No to zostaje się, tylko się cieszyć!
Wkurza mnie otoczenie, w którym przyszło mi mieszkać. Muszę wybrać – zostaję, mniej płacę, użeram się z wrednymi sąsiadami, albo wyprowadzam się, więcej płacę i mam spokój. Oczywiście – może się zdarzyć tak, że sąsiedzi w nowym miejscu będą jeszcze bardziej upierdliwi i przyjdzie mi płacić więcej i użerać się z nowymi sąsiadami. No w takiej sytuacji, to nie ma się z czego cieszyć, ale płakać i użalać się też nie trzeba... bo wszystko w moich rękach.
Odpowiedzialność, według mnie, to umiejętność brania na siebie konsekwencji wyborów, których dokonujemy.
Jeśli coś nie jest takie, jak bym chciała i jestem to w stanie zmienić, to nic mi innego nie zostaje, tylko zakasać rękawy i wziąć się do roboty. Często sobie powtarzam ''jeśli nie jest po mojemu, to nie ma wcale''. Przypominam sobie w ten sposób, że skoro coś nie jest zrobione / pomyślane / przeprowadzone / urządzone dokładnie tak jak chcę, to nie znaczy, że mam się tym przejmować, roztrząsać się nad tym, płakać, czy robić awantury. Jeżeli chcę aby coś było ''po mojemu'' muszę zadbać o to sama.
Nie zawsze takie podejście miałam, niestety.
Często też powtarzam sobie słowa, które powiedział Dalai Lama (który to ja nie wiem, bo obecnie jest XIV – Tenzin Gjaco).

''Jeśli problem jest do rozwiązania i możesz coś zrobić,
nie ma potrzeby by się martwić. 
Jeśli nie jest możliwy do rozwiązania,
martwienie się nie pomoże.''

Zdarza mi się od czasu do czasu usiąść w spokojnym miejscu, z kawą oczywiście, by zastanowić się nad swoim życiem. Wszyscy mamy powody do narzekania. Warto sobie wszystko na spokojnie ogarnąć. Może nawet wszystko zapisać. Dzielę swoje problemy na dwie grupy. Pierwsza grupa to te bolączki, na które mam wpływ, druga – te, na które wpływu nie mam. I myślę – czy przypadkiem nie jest tak, że zamiast zużytkować energię na to, żeby swoje życie ulepszyć, radząc sobie z problemami z pierwszej grupy, marnuję wspomnianą energię na 'pierdoły' z drugiej grupy. Napisałam 'pierdoły', ale z reguły to są poważne problemy, z którymi 'choćby skały srały' nie jestem w stanie sobie poradzić – takie, które muszą się rozwiązać same. Można wtedy powiedzieć "ach, takie życie".
To tak jak z pogodą – niektórych rzeczy nie jestem w stanie zmienić, jedyne co mogę to je zaakceptować, zaakceptować fakt, że "takie życie". Tak naprawdę – teraz do mnie to dotarło – można nawet ''pogodowy problem'' rozwiązać. Na przykład zamieniając deszczową Irlandię na słoneczną Hiszpanię. Można też zmienić podejście do problemu. Słoneczne dni są tak samo potrzebne jak i te deszczowe; lubię, gdy pada, lubię, gdy świeci. Nie lubię huraganów; robią hałas i spać nie mogę.
W jednym z poprzednich postów napisałam [klik], że zbyt często za popełnione przez siebie błędy winimy swoje wady i ułomności. I podtrzymuję to. Być odpowiedzialnym za siebie to nie znaczy, żeby nad sobą płakać i bezsilnie rozkładać łapki pytając się "no co ja mogę?". Chodzi o to, żeby podciągnąć rękawy zadając sobie to pytanie. Trzeba podjąć decyzję, wziąć się do roboty i zmienić to, co można zmienić.
Wziąć byka za rogi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jako, że ostatnio trochę spamu się pokazuje, postanowiłam, że zanim się komentarz pokaże na stronie to go najpierw sprawdzę. Taka sytuacja. Pozdrawiam ciepło. Brydzia.