sobota

8 dzień grudnia


Nie jestem pewna, czy to była moja pierwsza przeczytana książka, ale na pewno była to pierwsza, która "została" ze mną na lata - powieść Jerzego Broszkiewicza z 1960 roku "Wielka, większa i największa". Nigdy mi się nie udało być w posiadaniu własnej kopii, ale atmosfera książki towarzyszyła mi zawsze.
Jest to opowieść o dwójce dzieciaków i ich trzech przygodach. Pierwsza - "wielka" - miała miejsce w ich rodzinnym mieście i jego okolicach, drugą - "większą" - przeżyli na innym kontynencie. Na mnie wrażenie wywarła jednak ta ich "największa" przygoda, podczas której dzieciaki odbyły międzyplanetarną podróż. No i mi tak zostało. Odtąd chyba zaczęła się moja przygoda z Kosmitami.
Kiedy byłam już trochę starsza, ale nadal w szkole, odkryłam Stanisława Lema. W krótkim czasie przeczytałam wszystkie jego książki, które były dostępne w szkolnej bibliotece. Przy okazji odkryłam kilku innych autorów (bo kiedyś system biblioteczny opierał się na systemie kart i żeby znaleźć książkę Lema, musiałam przejrzeć skrzynkę, która zawierała wiele nazwisk związanych z literaturą s-f). Pamiętam też, jak zapominałam oddychać, kiedy telewizja postanowiła wyemitować "Planetę Małp", czy następny odcinek filmu "Kosmos 1999".
Z czasem Kosmos przestawał być AŻ TAK ciekawy. Zaczęłam szukać opowieści o podróżach do dalekiej przeszłości lub przyszłości, o przygodach w głębinach oceanów, wnętrzu Ziemi i zakamarkach ludzkiego ciała, o przygodach w innych wymiarach, w sąsiednich wszechświatach... Oh! Z jaką rozkoszą zaczytywałam się w opowieściach, które obecnie określane są jako "fantasy". Czary, magia, wróżby. A jak mi to pomogło w szkole, kiedy tematem lekcji był "Makbet", albo, tak nie lubiane przez większość, "Dziady" wieszcza Adama.
Ale życie jest życiem i szara rzeczywistość wzięła górę. Skończyłam szkołę, wyszłam za mąż, urodziłam dzieci. Zmagania z problemami codzienności nie pozwalały zajmować się "głupotami", trzeba było wziąć się w garść, ogarnąć i przeżyć. Jednak Kosmici nie dali się odstawić do lamusa na stałe, powracali od czasu do czasu, żeby o sobie przypomnieć. Czasem w formie jakiejś przypadkowo znalezionej książki, czasem w formie jakiegoś filmu w telewizji, czasem we śnie.
Z biegiem lat moje poszukiwania "światów nieprawdziwych" zaczęły przenosić się w sfery bardziej realne.  Pojawiły się w domu książki Junga, Freuda, Plato i Nietzsche.  Publikacje o filozofii, historii, archeologii, z zakresu fizyki kwantowej... Narodziła się sympatia do Tesli, Einsteina, Feynmana.
Mimo, że to już minęło kilkadziesiąt lat od czasu przeczytania TEJ pierwszej książki o kosmicznych przygodach, nadal i wciąż wstrzymuję oddech, kiedy ruszają silniki kosmicznego pojazdu.

"Engage" powiedział Kapitan Pickard



PS.
Znalazłam na cda.pl ekranizację powieści pana Broszkiewicza:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jako, że ostatnio trochę spamu się pokazuje, postanowiłam, że zanim się komentarz pokaże na stronie to go najpierw sprawdzę. Taka sytuacja. Pozdrawiam ciepło. Brydzia.