niedziela

10 dzień lutego


I o czym to ja myślałam? A, już pamiętam. Piłam sobie rano moją kawę i myślałam o tym, jak chciałam zostać baletnicą. Dawno temu to było, a ja wciąż pamiętam.
Szkoła podstawowa. Na każdym piętrze, z prawej strony szczytu schodów, na ścianie wisiały tablice – gazetki szkolne. Na drugim piętrze stała chuda dziewczynka w potarganych włosach i czytała, że szkoła baletowa w Gdańsku prowadzi nabór. Przeczytawszy była pewna, że to jest to, co chciałaby robić... Mimo to, nigdy baletnicą nie została.
Moja mama nie zgodziła się. Musiałaby zostawić córkę, która ma zaledwie dziewięć lat, około dwieście kilometrów od domu. Ja chyba też bym córce odmówiła. Nie upierałam się długo. Byłam za mała, żeby się upierać, za mała, żeby za wszelką cenę dążyć do spełnienia marzenia o białym tutu i pointach (pointy, z francuskiego pointe – szpic, twarde baletki, używane w balecie). Nie mam żalu do nikogo, żeby nie było. Mam dzieci i rozumiem decyzję mamy.
Ja nie naciskałam. Wiedziałam, że to nic nie da.
Później, gdy byłam starsza, patrząc na kręcące się w piruetach baleriny, myślałam sobie „też bym tak chciała”, ale nie robiłam nic poza tym.
Z biegiem lat marzenia o balecie zaczęłam traktować jako kaprys małej dziewczynki – najprawdopodobniej dlatego, że moja mama też to tak potraktowała. Ale za każdym razem, kiedy widziałam lub słyszałam cokolwiek związanego z tańcem klasycznym, coś mnie ściskało i to mocno. Przechodziło szybko, bo trzeba było zająć się jakimś zaliczeniem w szkole, albo nakarmieniem dzieci. Lata mijały, balet wracał i odchodził. Ból wracał i odchodził.
W okolicach 48. urodzin zdarzyło mi się obejrzeć wykład, który wygłosił Randy Pausch w Carnegie Mellon University. Mówi w nim o spełnianiu marzeń z dzieciństwa - „Really achieving your childhood dreams” (po polsku: Naprawdę realizuj swoje marzenia z dzieciństwa).
Wystąpienie pana profesora nie dotyczy niespełnionych marzeń z dzieciństwa, jego przesłanie jest absolutnie, totalnie inne. Mimo wszystko to, co powiedział Pausch, wywarło na mnie
wrażenie, stało się dla mnie inspiracją.
Czy ja spełniłam swoje marzenia? Jakie one były? Co mogę zrobić, żeby je spełnić?
Wystąpienie, które trwa ponad godzinę, skłoniło mnie do myślenia. Oczywiście pomyślałam o balecie, ale nie tylko.
Na blogu już pisałam o fascynacji kosmosem, międzygwiezdymi podróżami. Tak się złożyło, że około roku, może półtora, przed obejrzeniem występu profesora, wzięłam udział w sześciotygodniowym kursie dotyczącym właśnie kosmosu. Rozmyślając nad tym, co powiedział Pausch, wróciłam do tego czasu. Przypomniałam sobie, jak bardzo czułam się podekscytowana słuchając opowieści o planetach, gwiazdach i mgławicach. Jaką radochę sprawiało mi liczenie rożnych parametrów związanych z ruchem ciał niebieskich. I nagle zobaczyłam w gwiazdach tańczącą baletnicę, i pomyślałam: „czemu nie?”. Sprawy nie odkładałam.
Oczywiście primabaleriną baletu moskiewskiego nie zostanę, ale sam fakt uczestniczenia w lekcji, uczucie które towarzyszyło w czasie trzymania drewnianego drążka, widok siebie w lustrach na całą ścianę, baletki na stopach, obolałe mięśnie o których istnieniu pojęcia nie miałam... Tego się nie da opisać słowami, tego trzeba doświadczyć. Przy okazji przekonałam się też, że nie tylko ja wariatka jestem i nie tylko ja po 40. na balet się decyduję. 
Jako balerina kariery nie zrobię, nie dane mi, niestety. Ale poczułam, posmakowałam, odhaczyłam.
Kilka marzeń jeszcze zostało do odhaczenia. I mam zamiar je „zaliczyć”.


Przy okazji.
Ciekawa jestem, czy ktokolwiek odważy się oszacować, ile procent dorosłych osób spełnia się w zawodzie wymarzonym w dzieciństwie?
Naukowcy przeanalizowali dane z British Household Panel Survey (2014)  i okazało się, że tylko sześć osób na sto (6%) pracuje w zawodzie wybranym w dzieciństwie. Smutne to trochę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jako, że ostatnio trochę spamu się pokazuje, postanowiłam, że zanim się komentarz pokaże na stronie to go najpierw sprawdzę. Taka sytuacja. Pozdrawiam ciepło. Brydzia.