Ale mi się nic nie chce. W życiu takiego lenia nie miałam jak teraz.
Normalnie jakby całe życie ze mnie uszło i zostało tylko ciało,
które robi wyłącznie to co „musi", czyli oddychanie,
trawienie, smarkanie i takie tam. Nie, nie jestem przeziębiona, z tym smarkaniem
to taka metafora. Mi się po prostu nic nie chce robić. Nic,
a nic! Wypalona jakaś jestem, nie mam żadnych pragnień, żadnych
życzeń, żadnych marzeń, żadnych celów. No nie do końca - mam jedno pragnienie:
zostać w domu, w łóżku i sama.
Czy to chwilowy stan? No mam
nadzieję. Bo jak nie, to nieszczęśliwa będę. Pracę mam, muszę
do niej chodzić, bo elektrowni i operatora telefonii nie interesuje,
że mi się nie chce. Tylko to motywuje mnie do ruszenia zadka z
poduszek. Gdyby nie praca, to bym się zamknęła na klucz i udawała,
że mnie nie ma.
Najdziwniejsze, że to nie jakaś typowa depresja.
To najprawdziwsze lenistwo, lenistwo w czystej postaci. Nie jestem
smutna, nie jestem przygnębiona. Zwyczajnie mi się nie chce, no
konkretnie, absolutnie NIC się nie chce.
Co
mi jest? Czemu się czuję taka wypalona z energii? Może mi ktoś ją
podbiera? Może za mało witamin? Za mało słońca?
Co
z tego, że sobie mówię „jesteś wielka”, „dasz radę”?
Nie
to, że chora. Porostu mi się nie chce. Może zmęczona jestem
ciągłą walka z wiatrakami, z przeciwnościami? Może dość mam
bycia Don Kichotem w jeansach (bo jak już się zdecyduję ubrać, to
zakładam portki)?
A
życie jest piękne. JEST.
Tyle,
że moje Muzy inspirujące mnie do działania i tworzenia "życia-o-jakim-marzysz" na
jakiś urlop sobie poszły. Pewnie dlatego mi się nie chce.
Nie
myślałam wcześniej o tym w ten sposób. Może ja zmęczona
"procesem tworzenia" jestem i chciałabym w końcu, chociaż
przez chwilę, nacieszyć się efektem. Ale tylko na chwilę. Bo teraz mi się nie chce. Ale nie wiem co będzie jutro. I ta świadomość, że jeszcze na świecie
tyle rzeczy do poznania, tyle książek do przeczytania, tyle potraw
do posmakowania, tyle tematów do rozmyślania, tyle miejsc do zobaczenia...
Tylko na moment -
urlop od życia. Taka bardzo krótka przerwa.
Najgorsze
w tym wszystkim jest to, że czuję się winna, że mi się nie chce.
Nie wolno tak. Musi się chcieć. „Walcz z lenistwem”. Ale mi się nie chce dzisiaj z niczym walczyć! Dlaczego
muszę? Dlaczego muszę być aktywna ponad moje siły, żeby coś
mieć? Dlaczego nikt nie zrobi tego za mnie? Mało jest ludzi,
których energia rozpiera? Może
oni mogą coś dla mnie zrobić, kiedy mi się nie chce?
Na
dodatek znowu pada deszcz... Kocham deszcz, kocham deszcz, kocham
deszcz...
Nawet
deszczu mi się kochać dzisiaj nie chce.
Dobrze,
że mam męża - obiad dla mnie zrobi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jako, że ostatnio trochę spamu się pokazuje, postanowiłam, że zanim się komentarz pokaże na stronie to go najpierw sprawdzę. Taka sytuacja. Pozdrawiam ciepło. Brydzia.