Z motywacją jest jak z wodą w
ogrodzie. Jeśli pielęgnujesz ogródek, wyrywasz chwasty,
przesadzasz roślinki, usuwasz zbędne gałązki, czy nie wiadomo
jeszcze co, to wszystko na nic, jeśli nie zadbasz o to, aby roślinki
miały odpowiednią ilość wody. Żeby nie wyschły – podlewasz.
A co, jeśli podlewasz zbyt często,
albo pada zbyt długo? Czy z motywacją też tak jest, czy można
motywację przedawkować?
Są tacy, którzy twierdzą, że tak,
że zbyt dużo motywacji może wypalić (jeśli pociągniemy
porównanie z wodą - utopić) zapał. Jednak osobiście nigdy nie
doświadczyłam "nadmiernej motywacji". Zawsze mi jej
brakowało. Dobrze jest jednak o tym pamiętać i motywację dozować
jak alkohol – ostrożnie (alkohol też jest na bazie wody, więc
blisko pierwszego porównania).
W moich oczach sztuką nad sztuki jest
umiejętność motywowania samego siebie, bez udziału innych osób.
Bo nie jest trudno się wziąć w garść, jeśli wszyscy i wszystko
wokół krzyczy „dasz radę”, „nie poddawaj się”, a co
innego, gdy wszyscy, nawet szeptem mówią „to ci się nie opłaca”,
„po co tracisz energię”, „nie nadajesz się”. Każdy z nas
słyszał taki „doping”?
Niestety psychika - według mądrych
ludzi - działa tak, że ulega sugestiom. Prędzej czy później,
słysząc antymotywacyjne hasła człowiek zaczyna się zastanawiać,
analizować, wyciągać wnioski... Szukając dziury w całym dochodzi
do wniosku, że rzeczywiście nie warto.
Czy jest sposób na to, żeby nie
ulegać manipulacji, uodpornić się na sugestie z zewnątrz?
Z perspektywy przeżytych lat mogę
powiedzieć, że tak, ale nie jest łatwo. Przede wszystkim trzeba
wiedzieć do czego chce się dojść, co jest celem. I tu pułapka –
TE cele to z reguły nie są jakieś tam dobra materialne. Te
wszystkie „większy dom”, „lepsza praca”, „wymarzony
partner”, to środki do osiągnięcia tego CELU GŁÓWNEGO. To są
moje obserwacje i odkąd zaczęłam się tego trzymać, jest mi
znacznie łatwiej znaleźć siłę do wstawania rano, codziennie.
Problem w tym jest niestety, że bombardowani od dziecka sugestiami
innych, nie zdajemy sobie sprawy co DLA NAS jest najważniejsze.
Odkąd pamiętam, uczono mnie być
cicho, nie wychylać się, nie chwalić się, nie mówić nic, jeśli
mogłoby to sprawić komuś przykrość. Uczono mnie, że pieniądze
nie mają wartości, że karierę robi się z egoistycznych powodów,
że egoizm jest zły, że trzeba słuchać „autorytetów” i
jeszcze tysiąc innych głupot, które sprowadziły mnie do poziomu
szarej myszki chowającej się w kącie.
Wychodzenie z tego kąta nie jest
łatwe. Ale im dalej nosek myszka wysuwa, tym bardziej przekonuje
się, że ten świat nie jest taki zły i coraz odważniej z kąta
wychodzi.
Zdarzają mi się takie dni, że nic mi
się nie chce, nie mam siły na cokolwiek. Wystarczy wówczas, że
się dobrze wyśpię i wracam do życia. Często ze zdwojoną siłą.
Jeśli konkretnie wiesz, do czego
dążysz i nagle sił Ci zabraknie – wyśpij się. Śpij aż do
bólu pleców, aż Ci się oczy posklejają, aż będziesz mieć
dość. Jeżeli nadal nie będzie się chciało – no cóż –
wtedy trzeba się zastanowić, czy to co robisz, rzeczywiście robisz
dla siebie.
haha, jako osoba, która właśnie wyszła ze szpitala po kilkudniowej śpiączce, spania jednak nie polecam - robią się odleżyny ;) ale rzeczywiście czasem warto się zatrzymać i przemyśleć, do czego dążymy, zanim damy się zapędzić w kozi róg. pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że szybko dochodzisz do zdrowia i, że snu Ci nie brakuje 😉Pozdrawiam ciepło życząc zdrowia
UsuńKażdy ma jakieś swoje motywacje, które pomagają mu działać. Pamiętam jak mój kuzyn zastanawiał się jak odzyskać kobietę swojego życia motywował się wspólnie jedzonymi kolacjami i spędzaniem wolnego czasu.
OdpowiedzUsuńWierzę, że ją odzyskał. Nikt nie lubi jeść samotnie każdego wieczora.
UsuńPozdrawiam serdecznie.