piątek

8 dzień marca


''Jedyną rzeczą,
której musimy się lękać,
jest sam strach.''
Napoleon Hill

O co Hillowi chodziło, gdy pisał te słowa, o jakim lęku myślał, nie wiem, ale mogę powiedzieć, czego ja się boję. 
Dużych pająków, węży, samochodów, rozmów telefonicznych...
Nigdy się nie zastanawiałam nad tym, dlaczego tak bardzo nie lubię rozmawiać przez telefon. To nie jest tak, że się telefonu boję, ale tak bardzo nie lubię, że wolę rozmów telefonicznych unikać. Kiedy o tym myślę, jedyne wytłumaczenie, jakie przychodzi mi do głowy to, że przez telefon nie "czuję" rozmówcy. Nigdy nie robiłam żadnych badań, ale zdaje się, że jestem empatką.
Pisałam już o empatii?
Miało być o strachu.
No to się boimy. Oglądamy horrory, słuchamy wiadomości, czytamy newsy. I się boimy. Niby nic przyjemnego, a robimy wszystko - w każdym razie dużo - żeby wywołać uczucie strachu. Jesteśmy nawet skłonni zapłacić, żeby ten strach był bardziej realny. Z drugiej strony deklaracji "och, popływałabym osobie z rekinami, no tak sobie, bo lubię się bać" nikt nie wygłasza. No chyba, że pływanie w klatce. Taki „bezpieczny” strach.
No to jak jest; lubimy się bać czy nie?
Otóż wierzę, że nie tyle się bać lubimy, co MUSIMY. Pozorne niebezpieczeństwo i strach z tym związany, przygotowuje organizm do reagowania w odpowiedni sposób w czasie prawdziwego niebezpieczeństwa.
Gdy się boimy, organizm zaczyna produkcję hormonów, które pomagają nam szybciej biegać, wzmagają naszą siłę, poprawiają pracę serca, płuc. Nasz organizm sprawdza, ile tych hormonów musi wyprodukować, żeby zadziałało. Taki trening, bo gdy realne niebezpieczeństwo przychodzi, to nie ma czasu na eksperymenty.
Podobnie działają senne koszmary. Ich zadaniem jest "nauczenie" organizmu, ile trzeba tych hormonów wydzielić, żebyśmy byli w stanie odpowiednio zareagować, ile, żeby nam nie zaszkodziło (pewnie dlatego się budzimy w czasie koszmarów). Bo nadmiar szkodzi.
Hormony strachu (katecholaminy) organizm wydziela, gdy żyjemy w stresie, w napięciu - niby się nie boimy, ale... Dlatego ważne jest, żeby się nie denerwować byle bzdurą.
Ciekawe jest to – tu znalazłam – iż do wzrostu poziomu hormonów strachu (stresu, jeśli ktoś woli) dochodzi również podczas intensywnego treningu. Jeszcze bardziej ciekawe jest to, że im osoba bardziej wytrenowana, tym mniej tych hormonów się wydziela. Czy to dlatego, że organizm „uznaje”, że nie trzeba się przygotowywać na wypadek prawdziwego niebezpieczeństwa? „Serce jak dzwon, wszystko dobrze natlenione, mięśnie jak stal – poradzę sobie nawet z tygrysem szablozębnym”.
Na mój chłopski rozum – im lepiej wytrenowana będę, tym lepiej ze stresem sobie poradzę. Czyli zanim poproszę szefa o awans, muszę się wypocić na siłowni.


Na koniec mój ulubiony cytat o strachu. Często powtarzam w trudnych momentach pierwszą linijkę.

Nie wolno się bać, strach zabija duszę.
Strach to mała śmierć, a wielkie unicestwienie.
Stawię mu czoło.
Niech przejdzie po mnie i przeze mnie.
A kiedy przejdzie, odwrócę oko swej jaźni na jego drogę.
Którędy przeszedł strach, tam nie ma nic.
Jestem tylko ja.
Frank Herbert „Diuna”

2 komentarze:

  1. Jest kilka rodzajów sgrochu, ten o którym piszesz to taki ktury dodaje sił. Ten który zabija duszę paralizuje i nie pozwala zrobić nic.
    Faktycznie to ciekawe, że jesteśmy w stanie zapłacić aby się trochę pobać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze jest nad strachem panować, aby zachować jasność umysłu, a trening czyni mistrza. Mimo, że o tym wiem, to raczej unikam czytania i oglądania horrorów. Nie lubię się bać, a jeszcze za to płacić?
    Pozdrawiam gorąco.

    OdpowiedzUsuń

Jako, że ostatnio trochę spamu się pokazuje, postanowiłam, że zanim się komentarz pokaże na stronie to go najpierw sprawdzę. Taka sytuacja. Pozdrawiam ciepło. Brydzia.