Zmiany oczywiście będą dotyczyć
bloga, dlatego czuję się zobowiązana do tego, aby o tym wszystkich
powiadomić (wszystkich zainteresowanych, oczywiście).
Znalazłam w necie wypowiedź Marka
Hłasko: „Czasami nie chodzi o to, aby się zmieniło na lepsze.
Najczęściej chodzi o to, aby zmieniło się cokolwiek”.
Jednak takie podejście do zmiany mnie nie dotyczy, nie tym razem.
Nie czuję się wypalona, nie czuję się znudzona. Wręcz
przeciwnie. Chciałabym pisać więcej, częściej i jeszcze więcej,
i jeszcze częściej. Uwielbiam pisać. Po kilku miesiącach
publikowania na blogu czuję dyskomfort, jeśli post nie jest gotowy
do publikacji co drugi dzień.
Ale pojawił się problem. Niestety.
Nie chodzi o to, że nie mam o czym
pisać. Kawę piję codziennie, kilka nawet tych kaw. Przynajmniej
jedną wypijam w ciszy i spokoju – wtedy przychodzą pomysły „o
czym napisać”.
Nie chodzi o to, że mi się znudziło.
Uwielbiam „moją terapię”. W końcu mam okazję się wygadać,
powiedzieć co mi „chodzi po głowie”.
Ale problem jest. Niestety.
Oprócz bloga jest też życie
codzienne; nie samym blogiem człowiek żyje. Łatwo było wszystko
ogarniać, kiedy z chorą piętą siedziałam w domu. Pięta już
dawno wyleczona, blog nadal daje mi dużo radochy, ale zabiera sporo
czasu. A tu się ciepło zaczyna robić i wieczory coraz później
się zaczynają. Dodatkowo na prawdę chciałabym zbadać temat tego
nieszczęsnego szczęścia. I chciałabym kilka książek przeczytać.
No i jeszcze do pracy nadal muszę chodzić, bo rachunki trzeba
zapłacić. Szczególnie ten za internet, bo bez tego to bloga i tak
nie będzie. I Bąbel jeszcze mały na tyle, że wypada mu poświęcić
trochę czasu.
Chociażby nie wiem jakich metod
używać, żeby sobie wszystko zaplanować i zorganizować, to na
razie jest jak jest i czasu mi brakuje. Post co drugi dzień to dla
mnie za dużo. Może kiedyś, gdy znów mnie pięta rozboli, wygram
na loterii i z pracy zrezygnuję. Albo jak przejdę na emeryturę.
I pijąc moją kawę pomyślałam, że
zwolnienie tempa nie zaszkodzi, że raz w tygodniu wystarczy.
Czy zmiana wyjdzie „na lepsze”?
A może dodatkowo raz w tygodniu kminić
przy kawie na żywo – na Facebook albo YouTube? Tak, nad „lajfami”
też się zastanawiałam, bo nie dość, że to modne ostatnio, to na
dodatek kontakt prawie bezpośredni. A może podkast jakiś? W radio
może się trochę pobawię?
Póki co postanowiłam: raz w tygodniu
wpis na blogu. Jeśli mi odwagi wystarczy – jeszcze się
zastanawiam – raz w tygodniu „kawka z Brydzią na żywo”.
Przy okazji – jeśli jeszcze nie
lubisz fejsbukowej „Brydzia kmini”, to zapraszam na FANPAGE.
U mnie samej w życiu też by się przydały jakieś zmiany. Mam pół roku wolnego, szukam pracy, ale czegoś mi jeszcze brakuje, oprócz kawy z którą właśnie siedzę oczywiście ;p
OdpowiedzUsuńhttps://turystawlaczkach.blogspot.com/
Tylko błagam: nic na blogu nie zmieniaj, jest SUPER!
UsuńPozdrawiam ciepło i się biorę za czytanie <3