sobota

2 dzień marca


To już trzeci miesiąc pisania. Tak sobie myślałam (popijając kawę oczywiście), ile osób jest ze mną od początku.
Wspominałam już wcześniej, że pisanie traktuję jako swego rodzaju terapię. Ale to nie wszystko. Przygotowując niektóre z postów musiałam zajrzeć tu i ówdzie, żeby pierdół nie pisać. Trochę wobec tego się nauczyłam.
Dwie sprawy mnie zainteresowały i mam zamiar się trochę bliżej im przyjrzeć.
Jedna sprawa dotyczy coachingu. Dla mnie to totalna nowość. Do tej pory coach, czyli po polsku trener, kojarzył mi się ze sportem. Taki opiekun zawodników, co to im pokazuje sztuczki, metody i motywuje do zdobywania medali. Tymczasem okazuje się, że podobne metody stosuje się również w innych dziedzinach. Można się zapisać na business coaching, mental coaching, life coaching... i kto wie, jakie tam jeszcze inne coachingi. Rozumiem, że jakiś businessman korzysta z usług takiego trenera, bo dla niego odpowiednikiem medalu będzie jakiś fantastyczny kontrakt. Ale life coaching? Że co? Żeby żyć to trenera potrzeba?
Mam już swoje spostrzeżenia i - uwaga - life coaching może się przydać. Ale dziś nie będę o tym pisać.
Druga sprawa, która mnie nurtuje i spać mi nie daje, to problem ponadczasowy, którym ludzkość zajmuje się od zarania. Chodzi o szczęście. Zastanawiam się, dlaczego tyle osób twierdzi, że "będzie szczęśliwa, gdy to-czy-owo". Dlaczego tyle ludzi wiecznie szuka szczęścia. Pisarze o tym powieści piszą, poeci rymy układają, kompozytorzy symfonie tworzą, malarze farby mieszają na płótnach. Wszystko o tym, jak to jest ciężko szczęście złapać i zatrzymać. Zastanawiam się, czy jest to w ogóle możliwe. Czy rację mają naukowcy z Harvardu (pisałam tutaj), czy może muszą być spełnione jeszcze inne warunki? A może stan, który ludzie nazywają szczęściem, to tylko wynik wydzielania hormonów? Może to tylko uzależniające substancja w mózgu powodują, że czujemy się dobrze i chcemy się nimi „upijać” codziennie? Może szczęście to wymyślone przez starożytnych „trenerów życia” motywacyjne hasło, które ma pobudzać ludzi do działania, do wymyślania nowych rzeczy, nowych idei?
Mam zamiar rozgryźć to na miazgę, robić na atomy. Zbadam każdy kwant, kwark i gluon tego, co ludzkość szczęściem nazywa.
Mam tylko nadzieję, że przy tym rozbijaniu żadnego wybuchu nie wywołam. Z drugiej strony; jeśli taka bomba mogłaby obdarować ludzkość szczęściem, no to nie wiem, na ile bym była ostrożna.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jako, że ostatnio trochę spamu się pokazuje, postanowiłam, że zanim się komentarz pokaże na stronie to go najpierw sprawdzę. Taka sytuacja. Pozdrawiam ciepło. Brydzia.